wtorek, 8 września 2015

Francuska plaża



Trzy dni upłynęły nie wiadomo kiedy. Za nim się zorientowała stałą z mamą przed kominkiem w salonie i żegnała się z tatą. Ich bagaże zostały już wysłane na miejsce razem z Skrzeczką ich najmłodszym domowym skrzatem. Po raz pierwszy w swoim życiu w ogóle nie cieszyła się z wyjazdu na wakacje. Nawet wiadomość o tym, że w tym roku dołączy do nich jej ukochany dziadek Victor była marną pociechą przy perspektywie spędzenia dwóch miesięcy z tym nieznośnym gburem Travers'em.
Uścisk ojca i słowa, których nie usłyszała i już stała w kominku ze szczyptą proszku fiuu. Zamknęła oczy i dała się ponieść przez tysiące kominków do tego w wili nad brzegiem morza Śródziemnego. Nieprzyjemna podróż skończyła się dla niej jak zwykle głośnym pacnięciem o cedrową podłogę w salonie. Niechętnie otworzyła oczy w tym samy czasie rozcierając najbardziej bolące miejsce na jej ciele czyli tyłek. Na jej nieszczęście nie była sama. W pokoju oprócz oczywiście jej matki i właścicielki domu była również trójka Travers'ów. Skoczyła na równe nogi i zaczęła się witać ze wszystkimi. Pani de Nevers przyzwyczajona do jej zjawiania się w ten sposób pierwsza do niej podeszła i serdecznie wycałowała w oba policzki. Za nią ustawiła się już mała Erynii i gdy tylko się schyliła aby mogła się z nią powitać ona rzuciła jej ręce na ramiona i szepnęła do ucha.
- Dobrze, że już jesteś, może w końcu Aaron przestanie być taki nieznośny.
Słysząc te słowa nie mogła się nie roześmiać. Za ramienia małej rzuciła spojrzenie chłopakowi a na niego twarzy widniało zaskoczenie. Szybko odwróciła wzrok, aby nie roześmiać się ponownie. Wyprostowała się i zwróciła się do pani Anni, która pocałowała ją w policzek i stwierdziła, że dobrze ją znowu widzieć. O mało nie przełknęła głośno śliny, gdy stanął przed nią jej rówieśnik. Znowu odstawił cyrk z całowaniem dłoni, co ją bardzo rozzłościło tym bardziej, że nie mogła tego uniknąć, gdyż jej matka się wszystkiemu przyglądała. Niedostrzegalnie wstrzymała oddech, gdy pochylał się nad jej dłonią i szybko ją schowała za siebie, kiedy ją puścił.
Nie musiała się zbyt długo nim przejmować, ponieważ za rękę chwyciła ją Erynii i zaczęła ciągnąc na piętro.
- Tu jest fantastycznie. O wiele lepiej niż w domu, który wynajmowaliśmy w tamtym roku. Wierz, że plaża jest tuż za domem i można tu latać na miotłach nie bojąc się, że jakiś mugol może cię zauważyć. Podobno jakieś dobre zaklęcie ukrywające i chyba niewidzialności. Sama nie wiem, mniejsza z tym. A wiesz co naprawdę jest super? Nie, to ci powiem. Nie jeszcze lepiej od razu ci pokarze.
Mała, której buzia się nie zamykała przez cała drogie do jej pokoju, w końcu kiedy odtworzyła drzwi musiała na chwile przerwać, aby zaczerpnąć powietrza. Ujrzała znajomą sobie sypialnie urządzony na biało i błękitno. Nic się w nim nie zmieniło od ostatniego razu kiedy go widziała oprócz tego, że zamiast dużego podwójnego łóżka stały na jego miejscu dwa pojedyncze. Spojrzała się na mała blondynkę, która najwyraźniej wiedziała więcej od niej.
- Nie mów, że nie wiedziałaś, iż będziemy mieszkać w jednym domu? - zapytała mała z niedowierzaniem rzucając się na jedno z łóżek.
Ta wiadomość tak zaszokowała Nike, że sama usiadła ciężko na drugim posłaniu próbując przetrawić tą koszmarną nowinę. Ona i Aaron pod tym samym dachem przez trzy tygodnie we Francji i jeszcze kolejne trzy w mugolskiej posiadłości jego dziadka to było ponad jej siły.
- Wygląda na to, że nie wiedziałaś. Nie martw się nie będzie tak źle. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby nie było z nami mojego wszechwiedzącego braciszka. Ciesz się, że to nie z nim musisz dzielić pokój tylko ze mną. Zobaczysz pomogę ci go unikać, oraz nie dopuszczę, aby cię dotykał.
- Skąd wiesz?
- O tym, że aż cię odrzuca, gdy tylko cię muśnie. Przecież mam oczy. Inni może mogą mnie nie dostrzegać i uważać za nic nie znaczące dziecko, jednak ja potrafię to wykorzystać na swoją korzyść. Przede wszystkim obserwuje wszystkich uważnie. Nie uwierzysz jak dużo można się dowiedzieć przyglądając się innym, gdy myślą, że nikt ich nie widzi.
- Najwyraźniej sporo. Pytanie brzmi, dlaczego mi chcesz pomóc oraz zdradzasz swoje sekrety.
Uważnie przyjrzała się dziewczynce, która leżała na brzuchu ze skrzyżowanymi w powietrzu nogami i z brodą opartą na złożonych dłoniach.
- To chyba proste. Lubie cię. Tylko nie pytaj dlaczego. To przecież oczywiste. Nie lubisz mojego brata. Przeciwieństwie od innych jego rówieśnic, nie wypatrujesz się w niego z miną wygłodniałego psa. Nie uwierzysz jakie to irytujące, gdy wszyscy oprócz ciebie uwielbiają twojego brata, tylko za to, że jest trochę przystojny. I co z tego, gdy tak naprawdę to palant. Jednak nie tylko z powodu twojej niechęci do Aarona cię lubię. Wyglądasz tak jakby zdanie innych cię nie obchodziło, słyszałam, że też świetnie latasz na miotle, oraz to co najważniejsze nie traktujesz mnie jak małe dziecko i nie lekceważysz.
- Będziemy dzielić ze sobą pokój, mam nadzieje, że nie chrapiesz mała – odparła tylko na ten wywód dziewczynki.
- No wiesz co? - krzyknęła Erynii i rzuciła ją poduszką. – Ustalmy dwie rzeczy. Po pierwsze ja nie chrapie a po drugie jak jeszcze raz nazwiesz mnie „mała” to tak cię u żądze, że będziesz musiała odganiać się od mojego nachalnego braciszka nie tylko w wakacje, ale również w szkole.
Zaczęła się prawdziwa bitwa na poduszki, które latały pomiędzy łóżkami gubiąc pierze. Po chwili pokój wyglądał jak ptasie pobojowisko. Dziewczyny nie przejmowały się tym tylko śmiały się razem ze sobą.
***

Aaron po raz pierwszy od bardzo dawna usłyszał śmiech Nike. To niezwykłe zjawisko zatrzymało jego rękę wpół drogi do drzwi, w które miał zapukać. Zachodził w głowę co jego diabelska siostra powiedziała dziewczynie, że obie tak się śmiały. W końcu postanowił sam to sprawdzić. Kilka szybkich puknięć i nie czekając na proszę otworzył drzwi. Nie zdążył nawet zrobić kroku a już na jego twarzy wylądowała poduszka. Śmiech w pokoju wybuchnął ze zdwojoną siłą.
- Następnym razem poczekasz na „proszę” zanim wjedziesz do naszego pokoju – odparła jego siostra pomiędzy atakami wesołości.
- Tak, to tobie można bezpardonowo nawet bez pukania wchodzić do mojego pokoju a mi nie można przekroczyć progu twojego bez narażania na uszczerbek na zdrowiu.
- Dokładnie. Czasami potrafisz wykazać się inteligencją braciszku, chociaż ja nadal nie rozumiem, dlaczego inni tak się zachwycają tym co masz w głowie. W końcu tylko od czasu do czasu się nią posługujesz – droczyła się z nim jego diabelska siostrzyczka.
Podczas gdy jego siostra mu dogryzała, on rozejrzał się po pokoju i zdziwił go widok pierza fruwającego po całym pokoju a jeszcze bardziej obraz Nike z rozczochranymi włosami siedzącej na łóżku z poduszką w ręku gotową w każdej chwili w niego rzucić.
- Mała mogłabyś już przestać się wymądrzać. Mama kazała mi przekazać, że czeka na was z mała przekąską w salonie.
- Zrozumiałam, jeśli to wszystko to możesz się wynosić, chyba że chcesz zostać naszym celem wtedy zapraszamy – odpowiedziała mu siostra.
- Nie dziękuje – powiedział i ledwo zdążył zasłonić się drzwiami, gdy w jego stronę poleciały dwie poduszki.
Głośny śmiech dwóch dziewczyn towarzyszył mu aż do schodów. Zupełnie nie wiedział, co myśleć o tej niezwykłej przemianie swojej rówieśnicy. W szkole była zupełnie inna. Poważna, zdystansowana i milcząca, gdy ktoś chciał ją o coś poprosić rzucała mu takie spojrzenie, że delikwent zapominał języka w gębie i tylko dukał przeprosiny. Miała przezwisko „Lodowa księżniczka”, ponieważ podobała się większości chłopaków w szkole, ale żaden nie miał na tyle odwagi, aby ją zagadać. Po prostu odstraszał ich jej wyniosły i lodowaty wzrok oraz ironiczne wypowiedzi. Ta jej zdystansowana podstawa o mało nie skończyła się dla niej tragicznie na początku tego roku. Potrząsnął głową, aby odgonić złe myśli, w końcu były wakacje a on znajdował się w przepięknej okolicy z jeszcze piękniejszą dziewczyną, której pełna rezerwy postawa była dla niego wyzwaniem, któremu nie mógł się oprzeć.
Wszedł do salonu, w którym panie racząc się mrożoną herbatom omawiały plany na najbliższe dni. Dziwił się, że jego mama mugolka z taka łatwością potrafiła się odnaleźć w towarzystwie dwóch czarownic. Dotychczas jego rodzicielka trzymała się z boku, gdy nie miała męża albo siostry przy sobie. Teraz jednak z ożywieniem dyskutowała o możliwości zmiany kroju szat uczniowskich na mniej workowate. Podszedł do stolika, przy którym dyskutowały panie i nalał sobie szklankę herbaty. Starał się nie wgłębiać w prowadzoną dyskusje. Temat był dla niego po prostu nudny. Imię jego rówieśnicy zwróciło jego uwagę i zaczął słuchać wesołej paplaniny kobiet.
- Trzeba przyznać, że twoja córka we wszystkim wygląda ładnie nawet jak założy stary worek to będzie wyglądać jak księżniczka – stwierdziła jego matka.
- I to głównie nosi – odparła Lawinia. - Nawet nie wiesz jak ją muszę błagać, aby założyła coś ładnego. Ona woli chodzić w spodniach i starych, powyciąganych podkoszulkach zamiast podkreślać swoje waloru w stylowych sukienkach.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Zawsze, gdy do mnie przyjeżdżacie Nike nie ubiera się może jakoś szałowo, ale na pewno nie skrywa swoich wdzięków.
- To tylko dlatego, Agnes – zwróciła się matka Nike do pani de Nevers, - że tutaj jest zawsze znakomita pogoda i w ubraniach, które zazwyczaj nosi w Anglii po prostu by się ugotowała. Już sama nie wiem co zrobić by zwrócić, aby zainteresowała się własnym wyglądem.
Na te słowa do pokoju weszły dziewczyny. W ich oczach nadal można było dotrzeć iskierki wesołości.
- Mamo, chyba już dawno powinno dotrzeć do ciebie, że nie interesuje mnie mój wygląd, z bardzo prostego względu. Mianowicie choćbym nie wiem co nie robiła nigdy nie dorównam tobie urodą.
Nike kłamała i robiła to tylko po to, aby nie psuć sobie i innym humoru. Najsłabszą stroną jej matki było to, że była bardzo łasa na komplementy, nawet te najbardziej absurdalne i kłamliwe. Z tego powodu tak lubiła Aarona, gdyż on zasypywał ją konwencjonalnymi pochlebstwami prawie przy każdej rozmowie.
- Dziękuje córuś, chociaż wiem, że to jawne kłamstwo – zaśmiała się pani Fawley.
Dziewczyna nalała sobie i małej Travers'ównie po szklance herbaty. Spragniona szybko wypiła prawie cały napój. Kątem oka dostrzegła przyglądającego jej się chłopaka, jego wzrok wyprowadzał ją z równowagi. Zastanawiała się czy wytrzyma całe wakacje pod jego baczną obserwacją. Rzuciła w jego stronę sztuczny uśmiech a jej oczy gromiły go złym spojrzeniem.
Wiedział, że gdyby wzrok mógł zabijać leżały by już trupem. Na grymas, który w jej mniemaniu miał być uśmiechem, odpowiedział prawdziwym. Tymczasem panie zwróciły swoją uwagę na dziewczyny.
- Dobrze, że jesteście. Erin mam nadzieje, że nie zagadałaś Nike na śmierć - zwróciła się z uśmiechem jego mama. - Jest taka piękna pogoda, więc może poszłabyś pobawić się na plaże. Pani de Nevers mówiła mi, że jest już tam jej siostra razem ze swoimi dziećmi. Będziesz miała się z kim pobawić, gdyż są nie więcej w twoim wieku.
- A Nike nie mogłaby ze mną pójść?
- Widzisz kochanie, Nike nie może cały czas się tobą zajmować. W końcu musi sama też trochę odpocząć i pouczyć się.
Jego siostra zrobiła smutne oczy, które mu przypominały te u kota ze Shreka (mugolską kreskówkę, którą oglądali razem u dziadka Roberta). Zrobiło mu się, żal siostry więc nawet się nie wiedział kiedy a powiedział.
- Wiesz ja tylko skończymy z Nike powtarzać transmutacje gadów w ssaki to do ciebie dołączymy, ale tylko pod warunkiem, że nie będziesz teraz narzekać.
Siostra spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem, jednak po chwili rozpogodziła się i posłała brunetce szeroki uśmiech całkowicie jego przy tym ignorując i wyszła w podskokach przez drzwi prowadzące na taras. Odprowadził ją spojrzeniem dopóki jej drobna postać nie zniknęła mu za krzakiem. Z wyczekiwaniem zwrócił wzrok na Nike i oczekując jej reakcji. Nie doczekał się, dziewczyna po prostu stała zamyślona.
- Może byśmy poszli do biblioteki? - Zapytał się jej wyrywając brunetkę z zamyślenia.
- Co? Ach tak, oczywiście – nadal lekko nieobecna odpowiedziała i szybkim krokiem wyszła z salonu.
Chłopak spojrzał jeszcze na rozgadane panie, które w najlepsze już o czymś dyskutowały i nie zwracały na nich uwagi. Nie pozostało mu nic innego jak tylko odstawić trzymaną szklankę na najbliższą szafkę i ruszyć za swoją rówieśnicą.
Biblioteka w domu pani de Nevers była pomieszczeniem, którym trudno było nazwać tym mianem. Niby regały na książki zasłaniały dwie ściany, jednak zamiast książek były tam poustawiane muszle i ciekawy zbiór kamieni o najprzeróżniejszym przeznaczeniu (np. małe kamienie runiczne do wróżenia, kolorowe kamienie radiacyjne czy płaskie kamienie do azjatyckiego masażu). Zamiast biurka stał tam masywny stół średniej wielkości a przy nim cztery krzesła z miękki siedzeniami. Na nim znajdowały się wcześniej przygotowane podręczniki oraz terrarium, w którym znajdowały się dwie zielone jaszczurki.
Dziewczyna wyjęła jedną z nich i położyła na stole. Rzuciła mu wyzywające spojrzenie i pewnym głosem zapytała.
- W jakiego ssaka mam zamienić te biedną jaszczurkę?
- W królika – odparł. - Zanim jednak to zrobisz musisz wziąć pod uwa…
Nie zdążył dokończyć zdania a już przed jego oczami znajdował się mały biały królik z wystraszonym spojrzeniem.
- Nie podoba się? Może powinien być z czarnym futerkiem – machnęła różdżką a umarszczenie zwierzęcia zmieniło się.
- A tą jaszczurkę w co powinnam zamienić? Może w coś większego na przykład w kozę?
Zgrabny ruch ręką a na stole stała już zdezorientowana koza o czarno-białej sierści, która zgrabnie zeskoczyła ze stołu i zabeczała radośnie.
- Nie jednak chyba w tej sytuacji najbardziej pasuje, jak zamiast kozy pojawi nam się tutaj osioł.
Różdżka znowu poszła w ruch i stanął przed nim szary osiołek, który swoim głosem oznajmiał niezadowolenie z powodu tego, że nagle znalazł się w nieznanym sobie otoczeniu. Patrzyłem na tą jawną prowokację z podziwem. Dziewczyna oprócz wyzywających słów skierowanych do mnie nie powiedziała słowa. Bardzo trudne i złożone zaklęcia wychodziły jej bezbłędnie i to w sposób niewerbalny. Był pod ogromnym wrażeniem, gdyż ten materiał był przerabiany w okolicy świąt Wielkanocnych a wtedy dziewczyna znajdowała się w depresji.
- Może rodzice i McGonagall twierdzą, że potrzebuje twojej pomocy, ale jak widzisz wcale jej nie potrzebuje – powiedziała wyzywającym głosem.
- To jak wytłumaczysz to, że na egzaminach tak marnie ci poszło?
- Och, miała okres pacanie – rzuciła gniewnie i wyszła z pokoju.
Przez chwile stałem zamurowany, próbując przełknąć ostatnie słowa dziewczyny. Wiedziałem, że mnie nie darzy sympatią, jednak nie sądziłem że w jej oczach zasługuje na tak niepochlebne miano. Osioł zaryczał żałośnie, jakby chciał skomentować ostatnie wydarzenia. W złym humorze przywróciłem jaszczurką ich pierwotną formę, oraz jednym machnięciem różdżki wysłałem je z powrotem do terrarium. Rozzłoszczony skierowałem się na plaże, w końcu obiecałem siostrze. Nike może mieć to gdzieś, on jednak jest starszym bratem i nie łamie swojego słowa.
Piękna pogoda nie rozwiała jego gradowego nastroju. Zamiast błękitnego nieba, na którym świeciło słońce i powoli wędrowały nieliczne białe obłoki bardziej jego humorowi pasowałaby potężna burza z piorunami i silnym wiatrem. Letnia bryza wcale nie odganiała jego ponurych myśli. Idąc piaszczystą plażom przeklinał pewną piękną brunetkę, którą teraz zobaczył. Zatrzymał się gwałtownie i mrugnął kilka razy, aby się przekonać czy nie jest ona zwidą. Nie była. Wesoło bawiła się z trójką dzieci ochlapując ich morską wodą. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Ta sama dziewczyna, która jeszcze przed chwilą wybuchła w jego obecności, teraz śmiała się zaraźliwie i dla zabawy łapiąc pierwsze dziecko, które jej się napatoczyło w ręce i robiła z nim piruety.
Coś kazało mu spojrzeć w bok, zobaczył postawną brunetkę w olbrzymim kapeluszu siedzącą na kocu i patrzącą na tą scenę z uśmiechem na twarzy. Zapewne była to siostra pani de Nevers.
- Bonjour – przywitałem się podchodząc do niej.
- Bonjour. Raczej powinnam powiedzieć dzień dobry. W końcu pan jest Anglikiem, sądząc po akcencie. Rozmawiajmy po angielsku, nie lubię jak ktoś kaleczy mój ojczysty język. Proszę usiądź.
Spoczął przy kobiecie i spojrzał na brzeg morza. Teraz to Nike uciekała przed dziećmi, które zjednoczyły front i goniły ją z naręczami wodorostów.
- Trzeba przyznać, że dziewczyna ma podejście do dzieci – oznajmiła siedząca przy nim kobieta.
Z zaskoczeniem spojrzał na swoją sąsiadkę, sam nigdy by nie pomyślał, aby uznać Nike za osobę lubiącą dzieci. Codziennie w szkole widział jej pełną wycofania i niedostępną postawę, więc uznał za pewnik, że irytują ją wszyscy ludzie.
Kobieta widząc jego zaskoczenie ciągnęła dalej temat.
- Znasz ją pan…?
- Bardzo przepraszam. Nie wiem, gdzie podziały się moje maniery Aaron Travers do usług.
- Bardzo mi miło, Angelika Brown – widząc jego zdziwienie dodała – wyszłam za mąż za Anglika, a tam – wskazała na dwójkę dzieci z brązowymi włosami – są nasze dzieci Elektra i Xavier. Bardzo trudno im się przekonać do dorosłych, jednak z Nike szybko znalazły wspólny język. A wracając do mojego pytania znasz ją?
- Tak, uczymy się razem w Hogwarcie.
- Ach, Hogwart ostatnio o niczym innym nie dyskutujemy z mężem jak tylko o tym do jakiej szkoły posłać dzieci. Xavier dostał już list z twojej szkoły jaki z Beauxbatons. Ze względu na to, że w obu szkołach uczniowie muszą mieszkać w trakcie roku szkolnego mamy duży problem z wyborem. Sam Xavier nie wie, gdzie chce pójść, bo nasłuchał się moich opowieści o Beauxbaton i historii ojca z Hogwartu. Pewnie zdecydujemy losując, gdyż obie szkoły mają taki sam poziom.
- Rozumiem. U mnie nie było z tym problemu, gdyż to już rodzina tradycja posyłać dzieci do Hogwartu. Jeśli mogę jakąś pomóc, to powiem, że w mojej szkole oprócz zwykłych lekcji można się zapisać do różnych klubów, a regulamin szkoły daje dużo swobody oczywiście w granicach rozsądku.
- Dziękuje. Och nie mogę uwierzyć, że już pierwszego września będę musiała wysłać mojego synka do szkoły i zobaczę go dopiero w święta.
Angelika nie oczekiwała odpowiedzi, więc siedzieli w ciszy i patrzyli na wesoło bawiącą się czwórkę. Jego uwagę szczególnie przyciągała Nike, wyglądała zupełnie inaczej niż w szkole. Nie wiedział, gdzie zniknęła jej pełna rezerwy postawa i zawsze chmurne spojrzenie. Teraz aż miło było przyglądać się jej. Była piękna ze szczerym uśmiechem na ustach, wesołymi iskierkami w oczach i zarumienioną od wysiłku twarzą.
- Podoba ci się, prawda? - na wpół zapytała na wpół stwierdziła pani Brown.
Lekko zdziwiony spojrzał w jej w oczy, w których dopiero teraz zauważył w nich inteligencje i doświadczenie. Nie było co udawać, że nie rozumie o co chodzi rozmówczyni.
- Aż tak to widać?
- Tak, ale wątpię czy ona o tym wie. Zazwyczaj osoby najbardziej zainteresowane dowiadują się o takich sprawach ostatnie a zauważają je dopiero jak stają się zbyt oczywiste. Można powiedzieć, że sama jestem przykładem tej mądrości życiowej. Dopiero, gdy Peter wyciągnął pierścionek zdałam sobie sprawę z jego uczuć wcześniej sądziłam, że to dla niego jest tylko wakacyjna miłostka. Moja siostra, jednak wiedziała o tym dużo wcześniej. Tak to już jest, że czasem postronni obserwatorzy widzą więcej od nas.
Po tych słowach zapadła cisza, jednak nie była ona przytłaczająca. Chłopak oparł się na wyciągniętych rękach, odchylił głowę do tyłu i z zamkniętymi oczami cieszył się ciepłem promieni słonecznych oraz delikatnymi powiewami morskiej bryzy. Z tego przyjemnego stanu wyrwał go krzyk.
- Hej to nie fair, tak się rzucać na mnie! Co wy sobie myślicie wy małe potworki? Zobaczycie jak tylko się z tego wygrzebie to jeszcze będziecie mnie błagać o litość!
Otworzył oczy i zobaczył jak brunetka leży na brzuchu a troje roześmianych dzieci siedzi na niej. Nie zastanawiając się długo wstał i ruszył jej na ratunek. Chwycił dwójkę i zdjął je z pleców dziewczyny, szybko również pozbył się swojej siostry, która siedziała na tyłku uwiezionej. Nike nie czując już na swoich plecach ciężaru roześmiana się podnosiła, gdy zauważyła wyciągniętą dłoń, którą odruchowo chwyciła.
- Dzię…- słowa podziękowań utknęły jej w gardle, gdy się zorientowała kto był jej wybawcą. Szybko też zniknęła jej wesołość, gdy przypomniała jakie słowa wykrzyknęła w złości chłopakowi.
Aaron widząc wyraz jej twarzy, gdy tylko zorientowała się, że to on szybko zrobił kilka kroków do tyłu. Nie było jego zamiarem psuć dziewczynie humor, więc postanowił się wycofać. Już miał odejść, gdy za dłoń chwyciła go jego siostra.
- Psujesz zabawę a teraz chcesz tak po prostu odejść. Nie ma tak dobrze. Elektra, Xavier na niego!
Nawet nie zauważył kiedy trójka dzieciaków swoją niespożytą energią powaliła go na piasek. Jego siostra siedziała na nim okrakiem i łaskotała go w najbardziej podatne na łaskotki miejsce czyli pod lewą pachą. Śmiał się przez łzy a tymczasem dwójka małych Brown'ów zaczęła go obsypywać mokrym piachem i wodorostami. Gdzieś w tym całym chaosie zdołał zarejestrować, że Nike stała z boku i tylko zaśmiewała się do łez.
- Nie pomożesz? - udało musie wykrzyczeć pomimo śmiechu i siedzącej mu na piersi siostrze.
- Nie. Należy ci się - odparła bezwzględnie dziewczyna. - Poza tym za bardzo się boje jak tylko ta trójka potworków nie będzie tobą zajęta to rzuci się na mnie.
Te tortury trwały dobrych kilka minut zanim pani Brown nie przyszła mu z ocieszą. Rozkazała swoim pociechą przerwać to co robią i zebrać swoje zabawki.
- Już szybciutko, jeśli nie wyrobicie się w ciągu dwóch minut nie dostaniecie deseru.
Gdy tylko dwoje z trójki potworków go torujących odpuściło szybko poradził sobie z siostrą. Jak tylko stanął na nogi złapał ją i posadził na ramionach, aby nie miała możliwości robienia mu głupich numerów.
- Bardzo miło było panią poznać i oczywiście pani uroczę dzieci – powiedziała Nike.
- Och cała przyjemność po mojej stronie. Dziękuje, że pobawiłaś się z nim. Miałam chociaż chwile wytchnienia są takie żywe.
- Nie musi mi pani dziękować. Obie z Erynii świetnie się bawiłyśmy.
- I tak jeszcze raz dziękuje. Mam nadzieje, że jeszcze się zobaczymy. Niestety teraz musimy już iść dla mojego męża pora kolacji to świętość. Dzieci pożegnajcie się grzecznie – pouczyła Angelika swoje dzieci, które właśnie przybiegły do niej w dłoniach trzymając torby z zabawkami.
- Do zobaczenia – wykrzyknęły i pobiegły w stronę białego domu, który był usytuowany na wzgórzu przed plażą.
- Jak zawsze nie wychowane, ale cóż poradzić na samą wzmiankę o deserze lecą do domu.
- Nic nie szkodzi. Było nam bardzo miło. Ja ze swojej strony dziękuje za rozmowę. Do zobaczenia.
Po tych słowach chłopaka, pani Brown podążyła za swoimi dziećmi. Nagle zrobiło się krępująco cicho. Aaron rzucił Nike niepewne spojrzenie, nie chciał kolejny raz psuć jej nastroju. Brunetka jakby to wyczuła, bo powiedziała.
- Na nas też już pora. Wracajmy.
Te kilka chwil, które zajęła im droga do willi upłynęło im w ciszy. Nawet Erynii, której normalnie buzia się nie zamyka przystosowała się do ich dwojga i była cicho.

***

Kolacja przebiegła w miłej atmosferze. Młodzi prawie się nie odzywali pozwalając prowadzić dyskusje swoim matką, które przeskakiwały z tematu na temat. Od mody, poprzez ulubionych piosenkarzy a skończywszy na najświeższych plotkach o prominentnych rodach czarodziejów. Nie dziwiła ich wcale cisza, która panowała wśród ich dzieci.
- Dzisiaj po południu przyleciała sowa od twojego dziadka, Nike – oznajmiła matka – Piszę, że jest już we Francji. Zatrzymał się u tego dziwaka barona Faouche - wymówiła ostatnie słowo z obrzydzeniem. - Na tamtej szafce leży list do ciebie.
Nike natychmiast wstała i z niecierpliwością przełamała lakową pieczęć.

Kochana wnuczko!

Matka pewnie ci już oznajmiła, że zatrzymałem się u mojego drogiego przyjaciela Ernesta. Znowu powiększył swoją kolekcje o nowego stwora. Nie napiszę Ci jakiego, Sama będziesz musiała sprawdzić, ale zdradzę, że jeszcze takiego nie widziałaś. Poza tym udało mu się w końcu rozmnożyć swoje Bohorożce, więc to może być dla Ciebie jedyna taka okazja, aby zobaczyć ich młode.
Z niecierpliwością czekamy razem z Ernestem na twoje odwiedziny. Mam nadzieje, że uda Ci się jutro wyrwać ze szponów Twojej matki i nas odwiedzić.

Twój kochany dziadek,
Victor

PS: Mam nadzieje, że nie dasz tego listu do przeczytania kochanej Lawinii, bo znów się na mnie obrazi jak ostatnim razem.

Przy czytaniu postscriptum o mało nie wybuchnęła śmiechem a wtedy matka na pewno zabrała by jej list, aby się przekonać jakimi niepochlebnymi słowami jej teściu ją tym razem obraził. Nike kochała swojego dziadka za to, że tylko przy nim mogła być w pełni sobą i rozwijać swoją pasję jaką była magozoologia. Ciągnące się godzinami dyskusje o najprzeróżniejszych stworach dostarczały im obojgu wiele przyjemności a jak jeszcze mieli możliwość prowadzenia rozmowy razem z baronem Faouche to wtedy nie raz dochodzili do bardzo interesujących wniosków, a podczas tych spotkań zapominali o podstawowych potrzebach życiowych. Często się zdarzało, że zaniepokojone skrzaty nieśmiało zwracały im uwagę, iż kolacja powinna być podana dwie godzinny temu.
- I co tam piszę ten stary pryk? - Zapytała matka z niecierpliwością. Dla nikogo w rodzinie nie było tajemnicą, że dziadek Victor i jej mama się nie znoszą. - Mam nadzieje, że znów mnie nie obraża.
- Oczywiście, że nie - szybko odpowiedziała. - Ma nadzieje, że jutro odwiedzę go i barona. Oczywiście jeśli tylko mama wyrazi zgodę.
- Możesz go odwiedzić po lekcjach z Aaronem, jeszcze tego mi brakowało, aby ten staruch zarzucił mi, że utrudniam mu spotkania z jego ukochaną wnuczką.
Po tych słowach w pokoju zapadła cisza. Pani Travers nigdy nie sądziła, że dobrze wychowana osoba może tak publicznie wyrażać się o członku swojej rodzinny a szczególnie starszym od niej i będącym zarazem głową rodu. Lawinia w zbyt późno zorientowała się, iż nie są same z córką w pokoju. Zdenerwował się jeszcze bardziej, przeklinając w duchu swojego okropnego teścia.
- Wybacz mi, moja droga. Mój teść jest osobą bardzo trudną we współżyciu a mnie nie znosi już od pierwszego spotkania. Sama rozumiesz, kłótnie zdarzają się nawet w najlepszych rodzinach.
- Och nic się nie stało – odparła tylko Anna.
Pewnie rozmowa powróciłaby do plotek, gdyby nie przylot dużej szarej sowy, która upuściła list przed Erynii a następnie zostawiła drugi przed Aaronem. Zielony atrament wyraźnie odbijał się na tle białego tła koperty. Dziewczynką z rozpromienioną miną sięgnęła po zaadresowany do niej list. Tak jak oczekiwała wiadomość była zapieczętowana czerwonym lakiem, na którym widniał herb szkoły. Delikatnie podważyła pieczęć nożem i pełna emocji wyciągnęła plik kartek. Na pierwszej z nich widniała taka treść:

HOGWART SZKOŁA MAGI O CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: MINERWA McGONAGALL
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Laureatka nagrody Switcha, Honorowy Mieszkaniec Hogsmeade)1
Szanowna Pani Travers,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magi i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września, oczekujemy pani sowy nie później niż 21 lipca.
Z wyrazami szacunku
Damokles Belly2
zastępca dyrektora

Erynii z przejęciem przeczytała list na głos. Jej mama oraz brat podeszli do niej, aby ją uściskać i złożyć gratulacje. Nie wątpliwie dzień otrzymania listu z Hogwartu był jednym z ważniejszych w życiu młodego czarodzieja i jeszcze ważniejszym w życiu jego rodzinny. Młody delikwent mógł wykazywać magiczne zdolności już od kołyski, ale to właśnie list ze szkoły był na to niepodważalnym dowodem. Był aktem, w którym zielono na białym było napisane, że we krwi danej osoby płynie magiczna krew. Po tej wiadomości wszystkie babcie, ciotki i mama danej pociechy mogły odetchnąć a dziadkowie, wujkowie i tatuś świętowali te nowinę przy szklaneczce Ognistej. Nie można było dziwić się Erynii, która wprost skakała z radości ani jej mamie, która się popłakała biorąc list do ręki. Tylko Aaron chociaż wyraźnie był szczęśliwy to jednak zachował spokój.
- A ty co dostałeś? - Spytała go siostra, gdy już pierwszy wybuch szczęścia minął i zauważyła, że brat ściska w ręce nieotwarty list również z pieczęcią Hogwartu.
- Sam nie wiem. Poczekaj chwile – mruknął i złamał pieczęć. Szybko przeczytał linijki listu. Wiadomość nie była długa, ale znaczącej wagi, tak samo jak oznaka, którą nadal tkwiła w kopercie.
HOGWART SZKOŁA MAGI O CZARODZIEJSTWA

Dyrektor: MINERWA McGONAGALL
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Laureatka nagrody Switcha, Honorowy Mieszkaniec Hogsmeade)
Szanowna Panie Travers,
Mamy przyjemność poinformować Pana, że została Pan mianowany Prefektem Naczelnym Szkoły Magi i Czarodziejstwa Hogwart. Mamy nadzieje, iż z dumą i sumiennością wywiąże się Pan z powierzonych Panu obowiązków, oraz nie będzie Pan naużywał przysługujących mu przywilejów. Informujemy również, że drugim Prefektem Naczelnym została pana Watson. Przypominamy również, że pierwsze zebranie prefektów ma miejsce w Ekspresie Londyn-Hogwart dnia 1 września. Do listu załączono:
1. Jedną odznakę Prefekta Naczelnego
2. Kieszonkowy regulamin szkoły
3. Aktualną listę prefektów
4. Zalecenia pani dyrektor na nadchodzący rok szkolny 2006/2007
Z wyrazami szacunku
Damokles Belly
zastępca dyrektora

- I co? - Niecierpliwiła się jego siostra.
- Zostałem Prefektem Naczelnym.
- Dlaczego jakoś mnie to nie dziwi, ale nie licz, że będę się do ciebie przyznawać – odpowiedziała jego siostra i ledwo udało jej się odsunąć na bok, aby mama ją nie zmiażdżyła.
- Jestem taka dumna. Mój syn Prefektem Naczelnym – cieszyła się mama.
Kątem oka zobaczył, że na Nike ta wiadomość nie zrobiła wrażenia i wykorzystała ten moment, aby się wymknąć z pokoju. Pani Flawey pośpieszyła z gratulacjami dla nich obojga.

Leżała na łóżku wpatrując się w sufit a jej myśli odpłynęły kilka lat wstecz. Był upalny czerwiec a zdawanie egzaminów w taką pogodę nie należało do przyjemnych, gdyż najchętniej przez całe dnie wylegiwałaby się nad brzegiem jeziora wpatrując się w chmury. Na szczęście egzamin z Opieki nad magicznymi zwierzętami odbywał się na powietrzu. Hagrid kazał im pojedynczo podchodzić do wylosowanej prze siebie zasłoniętej zagrody i wejść za kortynę. Jej trafił się hipogryf najniebezpieczniejsze stworzenie omawiane w tym roku.
- Dobrze Nike teraz opowiedz mi czym najlepiej karmić hipogryfy i jak dbać o ich pióra i sierść.
Przez kilka minut dyskutowała z pół olbrzymem a na niego twarzy pojawiła się coraz większy uśmiech. Odpowiedziała bezbłędnie. Zadowolona już miała odejść gdy gajowy ją zatrzymał.
- Cholibka wiesz więcej o nich niż ja. To co chcesz się przelecieć?
- Pewnie – krzyknęłam uradowana.
Lekko zdenerwowana ukłoniłam się przed zwierzęciem okazując mu respekt i szacunek. Hipogryf po chwili oddał mi pozdrowienie. Z uśmiechem na twarzy odwiązałam łańcuch i zbliżyłam się do zwierzęcia. Chwila niepewności i hipogryf przede mną uklęknął. Pewnie wskoczyła na jego grzbiet i nawet nie zdążyłam się dobrze usadzić a już Hagrid klapnął w zad stworzenie, które gwałtownie wystartowała. Udało mi się złapać równowagę i od tego momentu mogłam się cieszyć lotem. Zrobiłam dwa okrążenie dookoła szkoły i miękko wylądowałam w zagrodzie.
- Znakomicie. I co fajnie było?
- Niesamowicie, dziękuje.
- Poradziłaś sobie cudownie, ale tego się można spodziewać po przyszłej pani prefekt.
- Dziękuje – automatycznie odpowiedziała chociaż całość wypowiedzi jeszcze od mnie nie dotarła. - Prefekt? - zdziwiona zapytałam, gdy tylko to słowo dotarło do mojej świadomości.
- Tak, to znaczy nie. Cholibka i znów chlapnąłem mordą zupełnie tak samo jak przy młodym Travers'im.
Widząc strapioną minę mojego ulubionego nauczyciela odrazu zapewniłam, że nikomu nie powiem i szybko się pożegnałam. Miałam sprawę do załatwienia. Musiałam jak najszybciej zapobiec katastrofie jaką bez wątpienia było spotykanie się przez trzy lata z Aaronem podczas zebrań prefektów. Już to, że musiałam znosić jego obecność na wspólnych lekcjach było dla niej za dużo.
Przez cała drogę do lochów biegłam, więc nic dziwnego, że zdyszana zatrzymałam się przed drzwiami do gabinetu profesora Belly mistrza eliksirów i opiekuna Slyterynu. Po chwili jakiej potrzebowałam na uspokojenie oddechu i przygotowanie w myślach argumentów głośnio zapukałam. Drzwi się same odtworzyły a ja usłyszałam słowa zaprosin.
Chwile trwało zanim zlokalizowała profesora. Klęczał przed skrzynią w rogu pomieszczenia i czegoś w niej zawzięcie szukał.
- Och panna Flawey, co panią do mnie sprowadza? - zapytał, gdy na chwile odwrócił głowę i zorientował się z kim ma do czynienia. Nadal grzebał w kufrze.
- Chciałam z profesorem porozmawiać w bardzo ważnej dla mnie sprawie – odpowiedziała i czekała, aż się do mnie odwróci.
- Pewnie chodzi o egzamin. Akurat ty nie masz się czy przejmować. Eliksir wyszedł ci znakomici. Wiem, że nie powinienem ci tego mówić, ale dla twojego spokoju mogę zrobić wyjątek w końcu jesteś moją najlepszą uczennicą. Zdałaś na wybitny. Jeśli to wszystko to mogłabyś już wyjść moja droga. Rozumiesz jestem teraz bardzo zajęty, szukam bardzo cennego składniku.
- Nie o to mi chodziło, panie profesorze. Powiem to wprost. Nie zostanę prefektem.
- Co? - w końcu pan Belly odwrócił się do mnie i wstał. - Co ty mówisz? Jak to nie zostaniesz? Dlaczego? Skąd ty w ogóle o tym wiesz?
- Nie mogę powiedzieć, ale uczciwie pana ostrzegam, że jak zostanę prefektem to nie zważając na dobro moje, mojego nazwiska, pana czy Slytherynu wywołam takie kłopoty jakich Hogwart jeszcze nie widział. Jestem gotowa nawet wylecieć ze szkoły jeśli będzie to konieczne, aby przestała pełnić tą funkcję, więc proszę się na tym dobrze zastanowić.
Wyraźnie wstrząśnięty profesor usiadł bezładnie na krześle. Popatrzył w moje oczy i musiał zobaczyć w nich moją determinacje, ale nadal próbował mnie przekonywać do zmiany zdania.
- Poczekaj, dobrze to przemyślałaś? Bycie prefektem to nie tylko obowiązki, ale przywileje, prestiż i to całkiem nieźle wygląda w CV.
- Tak, panie profesorze. Przemyślałam to i jestem pewna swojego zdania.
- Wytłumacz mi, jednak dlaczego? Co jest takie ważne, żeby z tego powodu rezygnować z bycia prefektem.
Oczywiście nie mogła powiedzieć prawdy, nie zrozumiałby.
- Nie mogę wytłumaczyć, jednak niech mi pan uwierzy, że tu ważą się losy mojego zdrowia psychicznego. Poza tym nie śmiałabym profesorowi grozić, gdyby to nie była ważna sprawa.
Do dzisiaj nie wiem, dlaczego Belly wtedy ustąpił, bo wyraźnie widziałam, że moje słowa go nie przekonały. Jednak niezadowolony ustąpił, chociaż wiedział, że na własne życzenie popełniam największy błąd w moim dotychczasowym życiu. Może uznał, iż powinnam się na nim czegoś nauczyć. Sama nie wiem, ale w końcu powiedział tylko.
- Oczywiście wiesz, że twoi rodzice będą niepocieszeni. Z takimi ocenami i stosunkowo dobrym zachowaniem jesteś aż nazbyt oczywistym wyborem na to stanowisko, jednak jak tak stawiasz sprawę nie pozostawiasz mi wyboru. Panna Burke zostanie prefektem zamiast ciebie. Nie muszę mówić, że bardzo się na tobie panno Flawey zawiodłem, a teraz proszę zejdź mi z oczu.
- Dziękuje panie profesorze – to powiedziałam i wyszłam z gabinetu cicho zamykając za sobą drzwi. Przyrzekając sobie wtedy, że Travers ostatni raz ją czegoś pozbawia.
Teraz zaś został prefektem naczelnym. Bolało, ale sama się na to zdecydowała, chociaż nie do końca jeszcze wtedy zdawała sobie sprawę z konsekwencji. Ojciec, który sam był prefektem oczekiwał tego samego od niej, więc jak wakacie pomiędzy czwartą a piątą klasą nie przyszedł stosowny list był zawiedziony. Oczywiście nic nie powiedział, jednak dało się odczuć, że się na niej zawiódł. Nie mogła mu przecież powiedzieć, że sama zrezygnowała, bo dowiedziała się, iż Travers miał też nim być. Te wspomnienia przerwało jej trzaśniecie drzwiami i rzucenie się z okrzykiem na sąsiednie łóżko drobnej blondynki.
- Uch, musiałam uciec. Mama za bardzo rozczula się nad swoim pierworodnym. To po prostu nie do zniesienia, że będę musiała się użerać z bratem per Prefekt Naczelny, jakby już nie był zbyt upierdliwy. A ty dlaczego uciekłaś? Nawet mi nie pogratulowałaś.
- Sorry, mała. Oczywiście, że ci gratuluje, ale list z Hogwartu to w twoim przypadku tylko formalność.
- Może i tak. I jak sądzisz do jakiego domu przydzieli mnie tiara?
Popatrzyłam na nią z zaskoczeniem, bo mało przyszłych uczniów Hogwartu wie o istnieniu Tiary Przydziału, nawet jak mają starsze rodzeństwo, które uczęszcza już do szkoły. Dziewczyna musiała się zorientować o co chodzi, bo powiedziała.
- Ja chyba jako jedyna ma brata, który jest zbyt doskonały, aby mnie wnerwiać i wciskać kit o jakiś nie możliwych do przejścia próbach.
- Rozumiem. Z przydziałem nigdy nie wiadomo, czasami zdarza się, że osoba której byśmy nigdy nie posądzili o cechy cenione w danym domu zostaje do niego przydzielona. Lepiej powiedz do jakiego domu ty chciałabyś należeć.
- Nawet Hufflepuff lepszy od Ravenclawu. Nie wytrzymam nawet przez rok w jednym domu z moim upierdliwym braciszkiem. Do Slytherinu pewnie mnie nie przyjmą z powodu krwi, w Gryffindorze za dużo pyszałków, więc najprędzej zostanę Puchonką – wrzuciła to wszystko na jednym wydechu i opadła zniechęcona.
- Oj, ty na pewno nie zostaniesz Puchonem. To ci gwarantuje. Do Slytherinu przyjmują też osoby półkrwi. Tu można wspomnieć samego Lorda Voldemorta, chociaż ja osobiście odradzam ci brania z niego przykładu. Jak na ciebie patrze to muszę ci powiedzieć, że w moim domu odnajdziesz się znakomicie. Salazar uwielbiam złośliwych, ambitnych i zdolnych czarodziei a ty taka jesteś.
- Tak myślisz? - zapytała Erynii podnosząc głowę. - Było by naprawdę super, a poza tym w zielonym tak jak tobie naprawdę mi do twarzy.
-----------
1W wiki nic nie było o tym, że Minerwa dostała Order Merlina, ale uważam, że jej się pełni należy. Inne tytuły też wymyśliłam. Nagroda Switcha jest przyznawana za wybitne osiągnięcia w transmutacji. Tytuł Honorowego Mieszkańca Hogsmeade zaś dostają wybitni czarodziej, którzy przysłużyli się wiosce.

2Damokles Belly wynalazca wywaru tojadowego, mistrz eliksirów, nauczyciel w Hogwarcie od roku 2000 oraz opiekun Slytherinu.    

Witam wszystkich. Na początku chwiałabym podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wzięłam je sobie do serca i jestem w trakcie szukania bety. Tymczasem muszę radzić sobie sama, więc byłabym wdzięczna za wytknięcie wszystkich błędów. 

Mam nadzieje, że polubicie również Aarona, chociaż wiem, że to trudne i sama nie jestem zadowolona z jego dotychczasowego wizerunku grzecznego chłopca. Co myślicie o dodaniu mu mrocznej strony?  A może to Nike tak jak przystało na prawdziwą Ślizgonkę powinna go sprowadzić na złą drogę?