Ciche
kroki niosły się głośnym echem na korytarzach w olbrzymiej
rezydencji. Nike nienawidziła tego dźwięku, tak samo jak pustki i
zimna, które biły od murów tego luksusowego dworu. Wszystko w nim
mówiło, że żyje tu rodzina z bogatą tradycją i jeszcze
bogatszym skarbcem. Obojętne mijała portrety swoich czcigodnych
prządków, którzy szeptali coś do siebie, gdy koło nich
przechodziła. Nie spiesząc się zeszła schodami z czarnego marmuru
na parter i skręciła w lewy korytarz na końcu, którego mieścił
się gabinet ojca. Stanęła przed bogato zdobionymi drzwiami i
pewnie zapukała.
-
Proszę – usłyszała i wejście do gabinetu stało przed nią
otworem.
Kilka
pewnych kroków, wyzywające uniesienie głowy i patrzyła w
lodowato, błękitne oczy. Chwile stała i zmagała się z nim, kto
dłużej wytrzyma ten pojedynek spojrzeń. Odwróciła wzrok
pierwsza, doskonalę zdając sobie sprawę, że jeszcze nie jest na
tyle silna, aby naprawdę rzucić wyzwanie Teodorowi Fawley.
-
Chciałeś się ze mną wiedzieć, tato – odezwała
się z zimną uprzejmością.
-
To chyba oczywiste, że po spotkaniu z dyrektor Minerwą McGonagall
mamy ci do zakomunikowania, kilka rzeczy.
Cyniczny
głos przepięknej Lawinii, zaskoczył Nike. Nigdy nie sądziła, iż
matka przedłoży spotkanie z córką nad brylowanie w towarzystwie,
chociaż na kilka minut. To miała być dopiero jedna z serii
niemiłych niespodzianek, które mieli jej dzisiaj zafundować
rodzice.
Po
krótkim spojrzeniu, które obdarzyła matkę wzrok znowu powrócił
na ojca. To od niego oczekiwała wyjaśnień, w końcu to on rządził
w tej rodzinnie. Pan Fawley był o wiele lepszym graczem od swojej
żony i umiał zdobywać przewagę nad swoim oponentem kilkoma
gestami zanim w ogóle padły pierwsze słowa. Teraz też stosował
swoje niezawodne sztuczki, które do perfekcji oponował jako szef
Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Patrzenie
prosto w oczy, powolne zetkniecie czubków palców, aby utworzyły
trójkąt i deprymująca cisza, która miała wywołać nerwowość u
przeciwnika. Nike znała te sztuczki, chociaż na niej zostały
zastosowane po raz pierwszy. Cierpliwie czekała, aż ojciec
zdecyduję się odezwać.
-
Tak jak twoja mama już wspomniała, wczoraj odbiliśmy rozmowę z
dyrektor McGonagall i trzeba przyznać, iż nie była to miła,
towarzyska rozmowa o banałach. Zostaliśmy poinformowani, że twoje
wyniki w nauce drastycznie się pogorszyły i z trudem zdałaś
egzaminy na koniec roku.
Zapadła
cisza. Ojciec oczekiwał wyjaśnień, których miał się nie
doczekać, ponieważ Nike nie miała zamiaru z niczego się
tłumaczyć. Po długiej pełnej napięcia ciszy Teodor kontynuował.
-
Pani dyrektor zdając sobie sprawę, iż ten spadek formy może
zaważyć na całym twoim życiu, poradziła nam znaleźć dla ciebie
korepetytora najlepiej w twoim wieku, aby łatwiej było ci z nim
znaleźć wspólny język, oraz który łatwiej zrozumie twoje
problemy. Poleciła nam kilku uczniów i absolwentów szkoły. -
Przerwał na krótką chwile, aby doczekać się jakieś reakcji ze
strony córki, ta jednak tylko spokojnie stała i patrzyła na niego
z niezmąconym spokojem w oczach. - Postanowiliśmy, że najlepiej
dla ciebie będzie jak tą osobą będzie Serpens Aaron Travers syn
mojego …
-
NIE! NIE ZGADZAM SIĘ! NA PEWNO NIE ON! TEN ZADU… - urwała w pół
słowa zdając sobie sprawę, że nie tylko przerwała ojcu, ale
również pozwoliła sobie na okazanie emocji, które miała
skrzętnie ukrywać. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. -
Przepraszam, możesz kontynuować tato – powiedziała przez
ściśnięte gardło, mocną wbijając paznokcie w dłonie.
Zaskoczony
wybuchem córki Teodor spojrzał na Lawinie, aby ta wytłumaczyła mu
przyczyny takiego zachowania ich dziecka. Ona wiedziała o Nike
jeszcze mniej niż on więc tylko wzruszyła ramionami. Panu Fawley
pozostało tylko kontynuować swoją wypowiedź i z jeszcze większą
uwagą obserwować swoją córkę.
-
Serpens Aaron Travers jak wiesz jest synem mojego drogiego
przyjaciela Leo, jest na tym samy roku co ty, oraz może poszczycić
się nie małymi osiągnięciami pomimo swojego młodego wieku.
Uznaliśmy z twoją mamą, że doskonale będzie się nadawał na
twojego korepetytora. W trakcie wakacji pomoże ci nadrobić
zaległości. Rozmawiałem już z Leo o twojej sytuacji i zapewnił
mnie, że jego syn z przyjemnością cię wspomoże.
Zakończył
wpatrując się w swoje jedyne dziecko, które od wybuchu stało
przed nim z lekkim wyzwaniem w oczach, ale jednak nie podejmując
żadnych działań.
-
Państwo Travers z dziećmi zjedzą dzisiaj z nami kolację i
oczekuje moja miła, że będziesz się nienagannie zachowywać, a to
karygodne zachowanie sprzed chwili już się nie powtórzy Nike
Adrastejo – kategorycznym tonem oznajmiła Lawinia.
Wypowiedź
matki nie zrobiła na dziewczynie wrażenia. Matka, chociaż chciała
uchodzić za kobietę, która potrafi wyegzekwować posłuchy, to
jednak nie umiała dotrzeć do córki. Nike dla zapewnienia sobie
spokoju w nieliczne dni, gdy jej rodzicielka przypominała sobie, że
nią jest pozornie zgadzała się na wszystko później postępując
według własnego uznania.
-
Oczywiście – spokojnym głosem oznajmiła pewnie patrząc na
matkę. - O której spodziewamy się gości?
-
Umówiliśmy się na siódmą, jednak oczekuję, że będziesz gotowa
półgodziny wcześniej.
Nike
nie raczyła na to odpowiedzieć, tylko ponownie spojrzała na ojca
siedzącego za ciężkim dębowym biurkiem.
-
Jeśli to wszystko co mieliście mi do zakomunikowania, to byłabym
wdzięczna za pozwolenie na powrotu do mojego pokoju, abym mogła się
przygotować na przyjecie czcigodnych gości.
-
Tak, to wszystko moja droga, możesz odejść – odpowiedział
ojciec niezwracająca uwagi na swoją małżonkę, która wyraźnie
chciała coś powiedzieć.
Nike
spokojnie i lekko skłoniła głowę przed rodzicami i powolnym
krokiem wyszła z gabinetu. Jak tylko drzwi się za nią zamknęły
pani Fawley zwróciła się do męża z pretensją.
-
Dlaczego pozwoliłeś jej odejść? Powinieneś ukarać ją za to co
musimy przez nią przechodzić.
-
Nie sadze, żeby to było konieczne. Sama widziałaś jak zachowywała
się gdy tylko zostało wspomniane imię młodego Travers'a. Nie wiem
co między nimi jest, ale wyraźnie widać, że nasza córka go nie
znosi. Dla niej najgorszą karą będzie już samo to, że będzie
musiała spędzić całe wakacje w jego towarzystwie.
-
Może i masz rację, jednak czy nie uważasz…
-
Nie – kategorycznie przerwał żonie. – Nie możemy wystawiać
jej wytrzymałości na jeszcze większą próbę, bo może spotkać
nas niemiła niespodzianka. Nasza zawsze układna i spokojna córka
może się okazać nie taka jaką ją chcielibyśmy widzieć.
Kochanie, daj więc spokój i pozwól biec sprawą swoim tempem.
-
Dobrze, jednak ja nadal uważam, że postępujesz wobec niej zbyt
łagodnie.
To
powiedziawszy rzuciła ostatnie spojrzenie na swojego męża i wyszła
z gabinetu, aby wydać polecenia skrzatom.
Teodor
pozostawiony sam sobie długo rozmyślał o ostatnich wydarzeniach.
Zastanawiał się co spowodowało, że jego córka z którą do tej
pory nie było problemów i uczyła się znakomicie, tak naglę się
pogorszyła. Nie umiał znaleźć na to odpowiedzi. Nurtowały go
jeszcze wątpliwości czy na pewno dobrze robi narzucają swojej
córce na korepetytora chłopaka, do którego najwyraźniej czuje
niechęć. Sam nic synowi Leo nie mógł zarzucić. Podczas
kilkunastu lat, w których miał możliwość porozmawiania z nim
oraz obserwacji nie zauważył nic co mogło irytować jego córkę.
Sam uważał go za miłego, dobrze wychowanego młodego człowieka o
bystrym umyśle, mogącego podobać się kobietą ze względu na
przystojną powierzchowność. Gdy tak rozmyślał o tym dwojgu
uświadomił sobie, że chociaż jako dzieci często bawili się
razem to jednak coś się później musiało popsuć. Od wakacji po
pierwszym roku w Hogwarcie ich relację stały się chłodnę, aż w
końcu zaczęli siebie unikać wymigując się od wszelkich wydarzeń,
gdzie mogli na siebie trafić. Nie mógł dociec, dlaczego tak się
stało.
Będąc
człowiekiem rozsądnym wiedział, że czasem pozostawienie spraw ich
własnemu biegowi daje lepsze rezultaty niż wtrącanie się
postanowił przez najbliższe tygodnie bacznie obserwować córkę.
Uznawszy, że to może najlepsze co może zrobić w tej sytuacji.
Cicho też liczył, że może obserwacja da mu kilka odpowiedzi na
nurtujące go pytania.
***
Aaron
zaczytany w książce, którą polecił mu dziadek dopiero po chwili
zauważył fakt, iż ktoś puka do drzwi. Zaznaczywszy stronę na
której skończył zamknął książkę i lekko irytowanym głosem
zaprosił do swojego pokoju osobę za drzwiami. Do pokoju wkroczył
Guzdek ich skrzat domowy. Chłopak widząc jego zdenerwowanie
uśmiechnął się, co od razu pomogło usłużnemu stworowi przestać
się zamartwiać, że zdenerwował swojego pana.
-
Paniczu Serpensie, ojciec chciałby z paniczem porozmawiać, jeśli
oczywiście panicz ma czas – powiedział cicho skrzat i pokłonił
się przed Aaronem.
-
Guzdek ile razy mam ci powtarzać, abyś nazywał mnie moim drugim
imieniem bez tego zbędnego tytułu „panicz”, oraz to żebyś
kłaniał mi się tylko przy gościach – westchnął chłopach,
wiedząc, iż sługi nie da się oduczyć tej przesadnej uniżoności.
- To gdzie przebywa mój tata?
-
W niebieskim salonie pani… to znaczy Aaronie – dokończył skrzat
dostrzegłszy irytowane spojrzenie panicza.
Aaron
szybkim krokiem przemierzał korytarze
londyńskiego domu.
Przystanął przy otwartych drzwiach i przez chwile przyglądał się
scenie jaka miała miejsce w niebieskim salonie. Jego tata na co
dzień poważny i obowiązkowy urzędnik Ministerstwa Magi teraz
siedział na puszystym dywanie koloru indygo w wielkim skupieniu
wpatrując się w swoją jedenastoletnią córkę. Młoda Eryni z
psotnym błyskiem w oczach zastanawiała się jaką kartę odsłonić,
aby to nie ją spotkała kara za przegraną w eksplodującego durnia.
Nastąpiła chwila prawdy i karty wybuchły smoląc nos małej
brunetki. Na twarzy dziewczynki pojawił się wyraz oburzenia i
zaskoczenia, że jej ojciec nie wytrzymał i roześmiał się na cały
głos. Aaron również nie potrafił tego uczynić i roześmiany
podszedł do dwójki siedzącej na dywanie. Uklęknął przed siostra
i wytarł jej nos chusteczką.
-
Trzeba było nauczyć się grać w karty mugoli, tak jak chciał
nauczyć cię tego dziadek Robert. Nie chciałaś, więc teraz cierp
– oznajmił z uśmiechem.
-
Co ty tam wiesz? – oburzona zapytała i pobiegła do mamy, która
właśnie pojawiła się w progu. - Mamo tata znowu nie dał mi
wygrać, a Aaron znowu się wymądrza – poskarżyła się
dziewczynka mocno przytulając się do rodzicielki.
Pani
Travers odwzajemniła uścisk i ponad głową córki przesłała
uśmiech swoim mężczyzną. Leo poszedł do żony i pocałował ją
na przywitanie.
-
Jak minął dzień kochana?
-
Wiesz jak to jest u Harrods'a codziennie tłumy, ale na szczęście
dzisiaj nie było problemów z dostawą. Co tam u ciebie synu? Jakieś
plany na wakacje? - pytała się mama całując go w policzek.
-
Właściwie to nie. Pewnie tak jak zwykle wyląduje z wami na
francuskiej riwierze, a w sierpniu u dziadka Roberta.
-
Prawie bym zapomniał. Aronie rozwiałem wczoraj z panem Fawley o
jego córce Nike i obiecałem w twoim imieniu, że będziesz jej
korepetytorem w te wakacje – oznajmił tata.
-
Co? Mówimy o tej samej Nike Fawley, tato. Ta którą znam nie
potrzebuje żadnych korepetycji. Jest jedną najzdolniejszych
czarownic z mojego rocznika -zdziwił się młodzieniec.
Aaron
musiał poczekał na wyjaśnienia do czasu aż tata wygodnie
rozsiądzie się na fotelu przy stoliku, na którym była rozłożona
szachownica.
-
Zagrajmy- wskazał synowi fotel naprzeciwko – podczas gry wszystko
ci wyjaśnię.
Chłopak
usiadł i kontem oka zobaczył jak mama dyskretnie wychodzi z pokoju
zabierając ze sobą Eryni. Doskonale wiedziała, że jak mąż komuś
z rodzinny proponuje partie szachów to ma z nim do przeprowadzenia
rozmowę w cztery oczy.
-
Która ręka? - Zapytał pan Travers, chowając za plecami dwa
pionki.
-
Lewa.
-
Rozpoczynasz – szachownica została przekręcona tak, aby przed
Aaronem stał komplet figur z białego marmuru.
-
Pion na F4 – biała figura ożyła i poruszyła się na wskazane
pole.
Ojciec
odpowiedział podobnym posunięciem i spojrzał na syna lekko
przechylając głowę.
-
Mówisz, że Nike dobrze radzi sobie w szkole, jednak dyrektorka ma
inne zdanie na ten temat i poradziła państwu Flawley poszukać
korepetytora, aby ich córka mogła nadrobić zaległości z
ostatnich miesięcy podczas, których drastycznie się obniżyła w
nauce. Zaproponowała im kilku uczniów i absolwentów Hogwartu wśród
nich znalazło się twoje nazwisko. Teodor znając cię uznał, że
będziesz znakomicie nadawał się na to stanowisko. Zapytał mnie
wczoraj czybyśmy nie pomogli mu w rozwiązaniu tego problemu. Ja się
zgodziłem za ciebie. Może postąpiłem zbyt pospiesznie synu? Jak
nie chcesz, zaraz prześle sowę.
Leo
wyczekiwaniem patrzył na syna, chociaż doskonale wiedział jak
postąpi jego pierworodny.
-
To nie tak, tato, że nie che pomóc Nike, tylko uważam, iż taka
pomoc nie jest jej w ogóle potrzebna. Opuściła się w ostatnich
miesiącach to fakt, jednak musiała poradzić sobie z pewnymi
problemami, które były ważniejsze od nauki. Pod koniec roku
zdążyła się już na tyle pozbierać, że pomimo wszystkich
kłopotów jakie jej się przytrafiły na szóstym roku udało jej
się zdać egzaminy końcowe. Na marne stopnie, ale jednak zdała.
Wierze, że w ciągu wakacji uda jej się opanować zaległy materiał
samodzielnie.
-
Nie sądziłem synu, że tak dobrze znasz pannę Fawley. W końcu
odkąd poszliście do Hogwartu wyraźnie siebie unikacie.
Leo
z ciekawością patrzył jak syn przez prosty błąd traci swoją
wieże, która rozsypała się w proch po ruchu jego gońca. Z
niecierpliwością czekał też na odpowiedź Aarona wyraźnie
zmieszanego jego stwierdzeniem.
-
To nie do końca tak jakby mogło się wydawać, tato. Po prostu z
powodu tego, że trafiliśmy do różnych domów w szkole oddaliliśmy
się od siebie. Mamy innych znajomych. To wcale nie znaczy, że nie
wiemy nic o sobie, w końcu uczęszczamy w większości na te same
zajęcia.
Teraz
to pan Travers stracił figurę na rzecz syna, zamyśliwszy się nad
relacją dwojga młodych ludzi.
-
Ty to wiesz najlepiej synu, jakie są twoje relację z panienką
Nike. Wracając jednak do głównego tematu: zgadzasz się pomóc
dziewczynie, czy jej rodzice mają szukać kogoś innego? Zapewniam
cię, że rozmowa z dyrektor McGonagall bardzo ich zaniepokoiła i na
pewno nie pozwolą córce próżnować w te wakacje.
-
Jeśli sprawy tak stoją, to zgadzam się. Wygrałeś tato –
oznajmił Aaron i wstał z fotela chociaż partia nie była jeszcze
rozstrzygnięta. - Teraz pozwolisz wrócę do swojego pokoju.
-
Oczywiście synu, jednak bądź gotowy do wyjścia na szóstą. Cała
rodzina została zaproszona na kolacje u Fawley'ów.
-
Rozumiem, tato – skłonił lekko głowę i wyszedł z salonu.
Pan
Travers z uśmiechem wpatrywał się w plansze. Doskonale znając
swoich najbliższych potrafił ich zmusić do rzeczy, których sami z
siebie by nie zrobili nie uciekając się wcale do rozkazów. Przez
chwile zamyślił się nad relacjami swojego syna z panną Fawley.
Intuicja go chyba w tym względzie nie zawiodła. Podejrzewał już
od jakiegoś czasu, że jedynaczka jego przyjaciela wpadła w oko
Aaronowi. Ta rozmowa utwierdziła go, ze jego domysły były słuszne.
Osobiście nie miał nic przeciwko temu, chociaż uważał, że jest
o wiele za wcześnie na podzielenie się z kimś swoimi
podejrzeniami. Oboje dopiero co skończyli po siedemnaście lat.
Leo
wstał i skierował swoje kroki do kuchni, z której już z daleka
można było usłyszeć odgłosy wesołej rozmowy i śmiech. Jego
królowe ponownie postanowiły upiec ciasteczka. Nie były to cuda
cukierniczej roboty, ale każdy kto ich spróbował twierdził, że
są ona najlepsze ciasteczka jakie w życiu jadł. Przy ich
przygotowywaniu jego panie robiły niesamowity bałagan, który
skrzaty sprzątały przez pół dnia. One nie przejmowały się tym,
tylko znakomicie się bawiły razem przygotowując smakołyki.
Teraz
córce wcale nie przeszkadzał ubrudzony mąką noc. Z wielkim
zacięciem wycinała z ciasta ciasteczka o różnych wzorach. Jego
żona wyjmowała kolejną blachę z piekarnika. Wcześniej już
upieczone stygły na blacie, do którego podszedł i chwycił jedno z
nich zanim żona odgoniła go od nich ścierką.
-
Ile razy mam ci powtarzać, że nie je się gorącego ciasta? Poza
tym jaki przykład dajesz córce? - strofowała go Anna.
Leo
wcale się tym nie przejął i ze smakiem zjadł swoją zdobycz.
-
Jak zwykle przepyszne. Dobrze kochanie, że szykujesz więcej. Będzie
co dać pani Fawley dzisiaj jak do niej pójdziemy na kolacje.
-Co?
I ty dopiero mi o tym mówisz? Podaj więcej szczegółów. Na którą?
W co mam się ubrać? Kto oprócz naszej dwójki tam będzie? I czy
oni wiedzą?
-
Spokojnie kochanie. Przecież ich znasz. Nie ma co się tak
denerwować. Jesteśmy umówieni u nich na siódmą. W cokolwiek się
ubierzesz to będziesz wyglądała pięknie, chociaż znając Lawinie
to trzeba będzie ubrać się w stroje wieczorowe. Zaproszono nie
tylko naszą dwójkę kochanie, ale równie nasze dzieci. Mam
nadzieje, że nie spłatasz na kolacji żadnego figla Eryni – tu
zwrócił się do córki, która przerwała swoje zajęcie i zaczęła
przysłuchiwać się rodzicom.
-
Czy ja kiedyś zachowywałam się niegrzecznie? - opowiedziała
pytaniem na pytanie mała kucharka.
-
To zależy kogo zapytać, mój mały brzdącu.
Leo
potargał włosy córce i znowu podkradł ciastko. Jego żona
ponownie spojrzała na niego z wyrzutem. Na co, pan Travers podniósł
ręce do góry i powoli zaczął się wycofywać z kuchni.
-
To ja was tu zostawię moje miłe, a sam pójdę przejrzeć dokumenty
z ministerstwa – oznajmił i już go nie było.
Pani
Travers na tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się do córki.
W takich chwilach jak ta dziękowała losowi za swoje udane życie.
***
Nike
stanęła przed lustrem. Beznamiętnym wzrokiem obrzuciła swoje
odbicie. Było jej obojętne jak wygląda i tylko dla świętego
spokoju ubrała się w to co kazała matka oraz zrobiła makijaż
chociaż na co dzień nie używa kosmetyków kolorowych. Jedyną
oznaką buntu były sięgające do pasa, gęste, czarne włosy,
którym pozwoliła swobodnie opaść na plecy, a nie jak chciała jej
rodzicielka związane w kunsztowny kok. Nie chętnie musiała
przyznać, że jej mama ma dobry gust. Szmaragdowa suknia na grubych
ramiączkach, dobrze leżała na jej szczupłym ciele. Niezbyt
głęboki dekolt w kształcie litery v poskreślał i optycznie
powiększał jej niewielki biust a sięgające do podłogi fałdy
podkreślały szczupłość nóg.
Spojrzenie
na zegar szósta dwadzieścia pięć. Zamiast zejść na dół jakby
pragnęła jej matka usiadła wygodnie w fotelu biorąc do ręki
książkę z traktatem o zapomnianych zaklęciach. Ciekawa tematyka
jednak nie chciała zawładnąć jej myślami. Ciągle wracała do
porannej rozmowy. Rodzice mogli uznać, że postępują słusznie i
ten durny pomysł z Serpensem Aaronem Travers jako korepetytorem
wyjdzie jej na dobre. Ona miała w tej sprawie zupełnie inne zdanie.
Szykowały się najgorsze wakacje jej życia. Zwiastunem ich był
niespotykany jak na nią wybuch złości po dzisiejszej rozmowie w
gabinecie. Z trudem udało jej się spokojny krokiem dość do
swojego pokoju i cicho zamknąć drzwi. Później seria zaklęć
wyciszających i z wrzaskiem zaczęła rzucać wszystkim co jej
wpadło w ręce o ściany pokoju. Jej wybuch trwał dość długo,
gdyż później ze zmęczeniem udała na swoje łóżko na wznak i
zapadła w niespokojną drzemkę, jakby Aaron nie był koszmarem dla
niej już na jawie to jeszcze musiał ją nawiedzać we śnie.
Przebudziła się zlana potem i jeszcze bardziej wycieńczona niż
przed położeniem się. Pozytywnie nie nastrajał ją też wygląd
zdemolowanego pokoju. Z niechęcią za pomocą czarów zaczęła
sprzątać, gdyż uznała, że pozostawienie go w takim stanie do
wysprzątania skrzatom byłoby przyznaniem się do słabości.
W
pokoju ponownie panował idealny porządek, gdy jej matka do niej
przyszła. W kilku krótkich zdaniach oznajmiła czego oczekuje
dzisiaj od córki. Podała jej również pudełko z sukienką i
poinformowała jak według niej powinna wyglądać. Po tym wyszła
pozostawiając ją samą. Co wcale nie poprawiło jej humoru. Dobrze
pamiętała jak jeszcze kilka lat przy takich okazjach obie zamykały
się w pokoju mamy i wspólnie szykowały się na wieczór. Te czasy
minęły bezpowrotnie.
Z
ponurych rozmyślań wyrwał ją dźwięk dzwonka u drzwi
wejściowych. Nie chcąc nadwyrężać wytrzymałości rodziców
zeszła na dół przywitać gości. Trzepak ich najstarszy skrzat
domowy zdążył już otworzyć drzwi i zaprosić gości, gdy byłam
na pół pietrze. Na chwile przystanęła przyglądając się
przybyłym. Mężczyzna średniego wzrostu o dość powszechnej
powierzchowności mógłby przejść niezauważony w tłumie, gdyby
nie jego oczy o czekoladowej barwie, z których biła inteligencja i
iskrzyły się humorem. Kobieta przeciwieństwie od swojego męża
była pięknością. Szczupła, wysoka sylwetka odpowiednio
zaokrąglona w strategicznych miejscach, piękne blond włosy upięte
w wysoki kok, oraz subtelne rysy twarzy tworzyłyby doskonałość,
gdyby nie oczy jak na złość całkowicie zwyczajne o
najpowszechniejszym kolorze niebieskiego. Za to ich dzieci były
udaną mieszanką ich obydwojga. Dziewczynka pomimo swoich jedenastu
lat już zapowiadała się na piękność. Po mamie odziedziczyła
długie blond włosy i delikatne rysy twarzy, po ojcu zaś pewną
siebie postawę. Chłopach przewyższający wzrostem swojego ojca
również nie mógłby uznany za brzydala, chociaż w jej oczach taki
był. Również był blondynem, lecz jego włosy były ciemniejsze i
w słabym świetle mogły być uznane za brązowe. Idealne rysy
również odziedziczył po matce za to oczy miał prawie identyczne
co jego ojciec brakowało w nich jednak tych specyficznych iskierek,
które zwiastowały poczucie humoru.
Stała
niezauważona do momentu aż jej spojrzenie skrzyżowało się z parą
brązowych oczu. Przez chwile trwała cicha potyczka, aż w końcu ku
jej nie zadowoleniu to ona musiała ustąpić,
gdyż to co wyczytała w wzroku chłopaka zmieszało ją. Powoli,
gdyż bała się potknąć mając na nogach wysokie szpilki zeszła
ze schodów.
-
Witam państwa. Rodzice zapewne czekają już w salonie. Trzepaku
zobacz czy w kuchni już wszystko gotowe do kolacji, ja zamienne
się gośćmi.
Skrzat
skłonił się jej i cicho wycofał.
-
Wypiękniałaś Nike od naszego ostatniego spotkania – powiedziała
pani Travers i pocałowała ją w policzek.
-
Zdecydowanie Teodor dorobił się przepięknej córki, chociaż w tym
wypadku to pochwały należą się jego pięknej żonie, niż niemu –
zgodził się z żoną Leo i pocałował dłoń dziewczyny.
-
Dziękuje – zmieszana dziewczyna powiedziała cicho. - Państwo
również nie mogą narzekać na to, że mają brzydką córkę.
Witaj, Eryni znowu urosłaś.
Mała
wystawiła policzek do pocałowania, Nike trochę niepewnie go
musnęła.
Dziewczyna,
gdyby mogła to zupełnie by zlekceważyła swojego rówieśnika,
jednak ze względu na dobre wychowanie jakie odebrała zwróciła się
do niego oczekując pierwszego ruchu. Ten wzorem ojca pochylił głowę
i musnął wierz jej dłoni. Spojrzenie czekoladowych oczu zamroziło
ją na chwile, jednak szybko się ocknęła i prawie, że wyszarpując
dłoń z jego uścisku.
-
Proszę za mną – powiedziała i pewnym krokiem prowadziła
przybyłych przez korytarz do salonu, przy jadalni.
Pomieszczenie
było utrzymane w jasnych odcieniach żółtego i zielonego.
Największa ozdobą był zaś olbrzymi, bogato zdobiony kominek z
zielonego marmuru, nad którym wisiał portret Nicolasa Fawley
założyciela ich rodu. Rodzice już tam byli, tak jak oczekiwała,
pewnie zapomnieli, że pani Travers nie podróżuje za pomocą
proszku Fiuu. Znowu seria przywitań i konwencjonalnych komplementów
w trakcie której stała zboku starając się nie patrzeć na Aarona.
Nadal czuła mrowienie w prawej dłoni po jego pocałunku.
Znowu
pojawił się Trzepak oznajmiając swoim chrapliwym głosem, że
kolacje już podano. Tata podał ramie pani Travels i zaprowadził ją
do stołu. Pan Leo asystował jej matce, więc podszedł do niej
Aaron i zaoferował swoje usługi. Bez słowa poszła za starszymi
ignorując go. Panowie już pomagali panią zasiądź, Nike więc nie
mogła odmówić tej drobnej uprzejmości chłopakowi, nie przy
rodzicach. Młodzieniec zanim jeszcze zasiadł do stołu odsunął
krzesło swojej siostrze, która kazała musie pochylić i
powiedziała mu cicho kilka słów, na które on się lekko
zaczerwienił.
Kolacja
się zaczęła. Przebiegła dość konwencjonalnie, dorośli omawiali
decyzje ministerstwa magii i bieżące wydarzenia. Nike tylko się
temu przysłuchiwała nie wypowiadając swojego zdania na temat
zbytniego pobłażania czarodziejom mugolskiego pochodzenia, którzy
powołując się na krzywdy doznane podczas wojny z Lordem
Voldemortem uzyskiwali coraz to więcej przywilejów. Uważała, że
błędem jest okazywanie względów tylko jednej grupie czarodziejów
tylko z powodu strachu o posądzenie kogoś o poglądy zbliżone do
tamtego czarnoksiężnika.
Niestety
przy drugim głównym daniu, rozmowa zeszła na młodzież. Najpierw
jej ojciec zapytała się o plany na przyszłość Aarona. On
oczywiście miał już je jasno sprecyzowane i chciał zostać
uzdrowicielem. Zaś gdy pani Travers spytała ją o to samo musiała
powściągną swój język, aby nie wyskoczyć z tym, że ona nie
jest tak idealna jak jej syn i nawet przez głowę by jej nie
przeszło utniecie na całe życie u św. Munga.
-
Nie mam zbyt sprecyzowanych planów na przyszłość. Myślała o
tym, aby przez kilka lat podróżować po świecie i poznawać
magiczne stworzenia w ich naturalnym środowisku – opowiedziała
niezdradzająca, że najchętniej od razu po szkole pojechała by do
bułgarskiego rezerwatu smoków. Na taką wiadomość, jej matka by
chyba zemdlała.
-
To na pewno będzie dla ciebie sposobność na zdobycie przygód.
Sama pamiętam jak tuż po szkole średniej wybrałam się z
przyjaciółką na tuner po kontynencie. Przez rok zdobyłyśmy
więcej numerów telefonów od przystojniaków niż przez całe
liceum – wspominała Anna.
-
Mam nadzieje kochanie, że już ich od dawna nie masz – droczył
się z nią mąż.
-
Jakbym dobrze poszukała, to na pewno bym jej znalazła, więc dobrze
się zachowuj kochanie – szybko zripostowała pani Travers. -
Wracając jednak do podróżowania, to próbuje namówić mojego syna
na wzięcie sobie roku wolnego i na podróż po Europie, jednak on
chce jak najszybciej dostać uprawnienia uzdrowicielskie, więc będę
musiała poczekać aż Erynie skończy szkołę, aby się pomartwić
o swoje dziecko, które wypłynęło na szerokie wody.
-
Jak chcesz mamusiu tak bardzo się o kogoś pomartwić to ja mogę ci
to zagwarantować. Nie musisz czekać siedmiu lat aż skończę
Hogwart, abyś musiała się o mnie martwić – zaczepnie oznajmiła
mała blondynka.
-
Nawet tak nie żartuj, przecież wiesz jak tatuś by się gniewał
jakbyś zarobiła więcej szlabanów niż Aaron – oznajmił jej
ojciec patrząc na nią z uśmiechem.
-
To nie fair, tym sposobem nie mogę mieć go ani jednego i jaka w tym
zabawa? - poskarżyła się dziewczynka.
-
Odpuść jej trochę Leo, nie wszyscy mogą mieć takie grzeczne i
posłuszne dzieci jak twój syn. Poza tym przypomnij sobie jak sam
byłeś w szkole. Do najgrzeczniejszy na pewno nie należeliśmy a i
tak wyszliśmy na ludzi. Powinieneś pozwolić jej na kilka
przewinień, za które zasłużenie dostanie szlabany. W końcu nic
tak człowieka nie uczy rozwagi niż kilka godzin bez różdżki
doprowadzając do czystości sowiarnie.
-
Nawet mi o tym nie przypominaj Teodor, później śmierdzieliśmy
chyba przez tydzień.
-
Ja tam jestem bardzo ciekawa za co pan i tatuś dostali taką kare.
-
Nawet się nie waż Teo – ze śmiechem powstrzymał przyjaciela. -
Nie znasz mojej córki, ona znając tą historie na pewno spróbuje
ponownie wywinąć taki sam numer co my.
-
Oj tato, nie doceniasz mnie ja skończyła z papugowaniem żartów
innych odkąd skończyłam siedem lat. Nie ma potrzeby, abym
powtarzała waż wyskok, sama ma już ze sto na pierwszy rok w
Hogwardzie – powiedziała butnie Eryni, którą ciekawość, aż
zżerała od środka. Postanowiła, że jutro będzie tak długo
męczyć tatę, aż jej o tym opowie.
-
Nawet tak nie mów, bo już się boje, że rozniesiesz tą szkołę
już w pierwszym tygodniu pobytu tam – powiedziała jej mama a
później puściła do niej oko.
-
Może skończymy już ten temat – zarządziła pani Fawley. -
Aaronie słyszałam wiele dobrego o tobie, i sama też muszę cię
pochwalić. W końcu nie każdy siedemnastolatek poświeciłby własne
wakacje, aby pomóc swojej koleżance.
Nike
na te słowa o mało nie zamknęła oczu, zamiast tego wbiła sobie
paznokcie w lewą dłoń, która znajdywała się pod stołem. Z
oczekiwaniem czekała też na reakcje chłopaka. Może zdarzy się
cud i nie będzie mógł jej pomagać. Wszyscy byle nie on. Takie
przebłyski szczęścia jednak nie zdarzają się w jej życiu.
Doszła do tego faktu mając jedenaście lat, gdy siedzący
naprzeciwko jej chłopak patrzył jak dwóch starszych od niej
gryfonów naśmiewa się z niej i jej koleżanki a on tylko stał i
się temu przyglądał niczego nie robiąc, chociaż widział
błaganie w jej oczach. Od tego momentu zaczęła widzieć jakim był
naprawdę. Kłamliwym, zapatrzonym w siebie bufonem. I właśnie z
nim musiała spędzić całe lato – koszmar.
-
To nic wielkiego, pani Fawley. Kto
by nie chciał spędzić
wakacji z pani piękną córką, chodź trzeba przyznać, że jeszcze
nie przyćmiła pani niewątpliwej urody – czarował młody
Travers.
Na
te słowa Nike nie wytrzymała i wstała. Była tym równie
zaskoczona jak reszta osób przy stole. Szybko jednak doszła do
siebie, aby przeprosić i udać się do łazienki. Tam po wygłuszeniu
pomieszczenia dała upust swoim emocją. Posłała taką
niecenzuralną wiązankę, że nie jeden szewc mógłby się od niej
uczyć przeklinać. Jeśli tak mają wyglądać całe wakacje to
chyba lepiej będzie jeśli sama na siebie rzuci avadą. Wybuch
pomógł jej opanować nerwy i uczucia na tyle, żebym mogła
spojrzeć w lustro i patrząc w nie powiedzieć.
-
Jesteś silna Nike. Nie pod to dziadek nalegał, żeby dać ci imię
po greckiej bogini zwycięstwa, abyś teraz się podała. Wytrzymasz
to, choćby ten palant Travers znowu, powiedział tysiąc obleśnych
komplementów jej matce. Przetrzymasz, ten koszmarny wieczór a
później się zemścisz. Pamiętaj zemsta to potrawa, która
najlepiej smakuje na zimno.
Po
tym przyrzeczeniu przeczesała
palcami włosy i wyszła
z łazienki. Z salonu dochodził śmiech to jej tata opowiadał
anegdotki ze swojej pracy. Przez chwile stała i obserwowała
niezauważona. Jej nemezis pod postacią Serpensa Aarona Traversa
siedział przy stole i dobrze się bawił. Przyglądała mu się
bardzo krótko, gdy coś musiało go zaniepokoić i spojrzał prosto
w jej oczy. Ponownie zamurowało ją tak jak na schodach, jednak tym
razem się nie dała pokonać. Nie przerywając spojrzenia podeszła
do stołu. To on musiał pierwszy odwrócić wzrok, gdyż wstał i
ponownie pomógł jej przy nim zasiądź. Czując się silniejsza
przyjęła to prawie z obojętnością.
-
Dobrze, że wróciłaś córko – zwrócił się do niej tata. -
Właśnie zaczęliśmy omawiać plany na te wakacje. Leo mówi, że
za trzy dni wyjeżdżają na Francuską Riverę w do tego samej
miejscowości co my. Uznaliśmy z mamą, że wy obie pojedziecie tam
razem z nimi, a ja dołączę do was za półtora tygodnia.
-
Dobrze, tato – odpowiedziała obojętnie – Może dopiero tam
Aaron zacznie mi pomagać.
-
Uważam to za dobry pomysł – zgodził się z nią chłopak, co ją
zaskoczyło ją.
-
Skoro Aaron też tak sądzi to nie widzę w tym nic złego. W końcu
przed wyjazdem raczej nie będzie czasu na korepetycje. We Francji
masz się porządnie zabrać za naukę, moja panno i nie chce słyszeć
żadnych skarg.
-
Oczywiście, tato.
-
Wracając to tematu. Po trzech tygodniach pod Hyeres, tydzień
spędzisz w domu a późniejpojedziesz razem z rodzeństwem Travers
do posiadłości ich dziadka w południowym Norfolk Ditchingham Hall.
Tam spędzicie trzy tygodnie sierpnia. W ostatni zaś znowu spędzisz
w Londynie przygotowując się do wyjazdu do szkoły. Mam nadzieje,
że ci to odpowiada Nike.
-
Tak – zgodziła się w końcu nie mogła się jawnie sprzeciwić
ojcu. - Ma pytanie. Zawsze sądziłam, że wiejska posiadłość
Travers'ów jest w Kornwalii.
-
Nie mylisz się. Twojemu tacie chodziło o dwór mojego drugiego
dziadka ze strony mamy – oznajmił Aaron.
-
Czyli mam spędzić trzy tygodnie w mugolskim domu?
-
Na to wygląda, moja córko – oznajmił jej tata patrząc na nią
spojrzeniem, które nie pozostawiało wątpliwości co jej grozi, jak
tylko ośmieli się wypowiedzieć jakiekolwiek słowo protestu.
-
To świetnie – odparła z lekką nutą ironii.
Z
Nike uszło całe powietrze. Wiadomość, że musi spędzić trzy
tygodnie w domu mugoli zaszokowała ją. Zastanawiała się jak jej
rodzice oboje, tak dumni ze swojej czystej krwi mogli jej to zrobić.
Domysły szalały po głowie, że ledwo zauważyła koniec kolacji.
Nie mogła jednak odetchną z ulgą. Czekał ją jeszcze ostatni
sprawdzian opanowania jakim był moment pożegnania. Z sztucznym
uśmiechem przyjmowała pocałunki w policzek od pani Travers i jej
córki oraz kurtuazyjne całowanie dłoni pana Leo. Najbardziej bała
się wrażenia jaki wywierał na niej dotyk Aarona. Młodzieniec
stanął przed nią i ponownie wzorem ojca chwycił jej dłoń i już
miał ją pocałować, gdy nie wytrzymała i wyrwała mu ją. Nerwowo
obrzuciła wzrokiem całe towarzystwo, na szczęście jej rodzice
zajęci wymienianiem uprzejmości nie zauważyli tego fax-pas. Nie
miała tyle szczęścia z małą Tracers'ówną, jednak pomimo tego,
że wszystko widziała to posłała jej konspiracyjny uśmiech a
swojemu bratu pokazała język. I tym miły akcentem zakończył się
ten koszmarny wieczór, gdyż rodzice po zamknięciu się drzwi za
gośćmi pozwolili jej się oddalić do pokoju.
***
Aaron
nie mógł zasnąć. Cały czas miał przed oczami obraz Nike, która
stoi na schodach i patrzy na niego tymi swoimi niesamowicie zielonymi
oczami. Nie tylko jej spojrzenie robiło na nim wrażenie. Elegancka
długa suknie z jedwabiu, dyskretny makijaż i dumna postawa tworzyły
obraz, którego się nie spodziewał zobaczyć. Znał Nike prawie
przez całe swoje życie. Wiedział, że jest ładna, ale nigdy nie
widział jej piękniejszej. Wracał myślami do kolacji, którą on
sam mógł uważać za udaną, jednak wątpił aby dziewczyna sądziła
tak samo. Obserwował ją uważnie przez cały czas, chociaż jego
diabelska siostrzyczka zwróciła mu uwagę aby się tak na nią nie
gapił, bo jeszcze chwila a ślina mu poleci po brodzie.
Zauważył,
że były dwa takie momenty, w których dziewczyna prawie nie
wytrzymała i nie posłała ich wszystkich do diabła. Zwyciężyła
jej zimna krew i wątpił, aby ktokolwiek oprócz niego to zauważył.
Doświadczając
wyraźniej niechęci ze strony dziewczyny pod koniec wieczoru, znowu
zaczął się zastanawiać czy dobrze robi godząc się na spędzenie
z nią całych wakacji. Taka szansa, jednak znowu się nie powtórzy,
więc doszedł do wniosku, że nie ważne czy po tych dwóch
miesiącach Nike go znienawidzi. W końcu to jego jedyna okazja, aby
dziewczyna się do niego chociaż trochę przekonała.
Blog został dodany do Katalogu Euforia. Pozdrawiam, taasteful. ♥
OdpowiedzUsuńDziękuje za informacje.
Usuńtak na marginesie to nie jest komentarz o jakim marzyłam, ale co zrobić trzeba polubić to co się ma i mieć nadzieje, że jutro będzie lepiej.
Hm. Fajnie.
UsuńPisze to o takiej porze a nie innej, a jutro szkoła, a przede mną jeszcze nauka do kartkowki z niemieckiego, więc komentarz będzie raczej krótki.
Historia ciekawe i z pewnością jeszcze Cię odwiedzę. Powoli domyslalam się co będzie dalej i cieszy mnie ta wizja. Jak ja kocham blogi o Hogwarcie! Ale co to ja! Właśnie. Tak bardzo, jak Nike wydaje się być silną, wyrazista postacią, tak samo bardzo Aeron wydaje mi się być ciepłą kluchą. Taki chłopczyk bez wyrazu. Na pewno się to zmieni, no bo hej! To dopiero pierwszy rozdzial, nie mniej jednak mam mieszane uczucia co do niego.
Cała reszta super. Nie zauważyłam, jakiś rażących błędów oprócz zwykłych literówek, więc z pewnością nie jest źle.
Mogłabyś mnie informować?
elizabeth-watters.blogspot.com
Pozdrawiam, puck
Miło mi, że w końcu ktoś dał znać, iż przeczytał.
UsuńCo do samej historii to dopiero początek. Nike może się wydawać silną osobą, ale czy taka jest naprawdę o tym będzie dalej. Aaron może na razie jest zbyt układny, jednak w końcu to prymus i odpowiedzialny starszy brat. Ma jednak jak każdy swoje tajemnice, wady i zalety. Obiecuje postaram się go trochę rozkręcić.
Co zaś się tyczy informowania to polecam dołączenie do obserwujących.
Meh. Skończyłam.
OdpowiedzUsuńWpadłam na Twojego bloga przez KE i bardzo zaintrygował mnie opis. Lubię - co ja gadam! - uwielbiam, kiedy główni bohaterowie kłócą się i droczą, a u Ciebie, jak widać, jest to nieunikniony element, za co Merlinowi niech będą dzięki. Ogólnie koncepcja bloga podoba mi się, ale nie jest też idealnie. Przede wszystkim - błędy. Dużo błędów ortograficznych, interpunkcyjnych, językowych i w ogóle nie chce mi się już wymieniać XD W Aktualnościach słowo "ukarze" powinno być napisane przez "ż", słowo "ukazać" się przecież odmienia .-. Nie wspominając już o błędzie w tytule, "Magiom i kłopotami". No kurde jeża. Weź to popraw, proszę, bo mnie oczęta bolą.
Czuję, że polubimy się z Nike. Bardzo lubię wyraziste, nie dające sobie w kaszę dmuchać postacie i z pewnością należy do nich panna Flawley. Co do Aarona to nie jestem w stanie napisać dużo, więc mam nadzieję, że niedługo nam go przedstawisz nieco głębiej, bo jestem nim zainteresowana, hehe c:
Obserwuję, bo na pewno wpadnę, żeby Cię jeszcze trochę pognębić. Przepraszam.
A jako koleżanka po fachu radzę Ci "zainwestować" w betę. Jeśli nie radzisz sobie z pisownią, fajnie mieć kogoś, kto poprawi błędy i ładnie sformatuje tekst.
Pozdrawiam ciepło,
Thais.
A, no i oczywiście cudowny szablon! Rysunek jest naprawdę uroczy :) Z tego, co się doszukałam, sama go zrobiłaś, więc gratuluję. Można wiedzieć, w jakim programie?
UsuńWitam i dziękuje. Wzięłam sobie twoje rady do serca i jestem już w trakcie uzgadniania bety.
UsuńTeż uwielbiam Nike to moje prawie że alter ego. Co zaś się tyczy Aarona będzie go więcej, gdy zmieni się lokalizacja na dwór jego dziadka.
Co zaś się tyczy szablonu to rysunek nie jest mój. Ja tylko dodałam napis i napisałam css.
Cześć!
OdpowiedzUsuńSama nie pamiętam, jak tu wpadłam, ale że szablon i opis mi się spodobały, stwierdziłam, że chętnie zobaczę, co tworzysz (:
Muszę się jednak na początku przyczepić do pewnej bardzo ważnej kwestii, mianowicie adresu bloga. MagiĄ i kłopotami, nie Magiom. Ten błąd bardzo odstrasza.
Choć sam twój styl i pomysły są świetne, niestety strona ortograficzna po prostu leży. O przecinkach już nawet nie mówię, bo zauważyłam, że uważasz je za niepotrzebne :P W żadnym razie nie chcę być ostra i proszę, nie miej mi tego za złe, ale dopiero zaczynasz pisać i myślę, że takie uwagi ci się bardzo przydadzą. Sama uważam, że właśnie takie komentarze są dużo bardziej pomocne, niż te słodkie i wychwalające (:
Jak mówiłam, błędów jest niestety multum, choćby ten w tytule i po lewej stronie - piszemy "ukaże się"; chyba że chodziło ci o "ukaranie" nas rozdziałem, wtedy przez rz ;D
A w opisie "Erynii" przez dwa i.
A teraz nieco słodyczy, która złagodzi mój zimny kubeł wody. Piszesz naprawdę, naprawdę dobrze. Twój styl, twoje dialogi, twoje poczucie humoru - wszystko jest na wysokim poziomie, szwankuje tylko wyżej przeze mnie opisana strona techniczna. Mimo że nieraz błędy raziły moje oczy, rozdział czytało się bardzo przyjemnie.
Zazwyczaj nie czytam fanficków Harry'ego Pottera, ale tutaj zrobiłam wyjątek i wcale tego nie żałuję. Naprawdę masz zadatki na dobrą pisarkę, jeśli tylko popracujesz nad pisownią (:
Aaron i Nike już mi się podobają! Między nimi jest niezaprzeczalna chemia i aż się nie mogę doczekać tych ich korepetycji. Swoją drogą, to bardzo ciekawe, dlaczego Nike tak się opuściła w nauce, skoro Aaron twierdzi, że jest jedną z najbardziej uzdolnionych czarownic? Czy to miłość przez niego przemawia? :D Nie mogę się doczekać tego wspólnego wyjazdu, a potem powrotu do Hogwartu, bo zawsze uważałam, że klimat zamku to jedna z największych zalet serii.
Urzekła mnie nazwa domowego skrzata. Trzepak. Niby prosta, ale jednak niesamowicie miła (:
Przeczytałam teraz komentarz wyżej i widzę, że razem z Thais od razu rzuciły nam się w oczy te same błędy :D Pomysł z "zatrudnieniem" bety jest naprawdę dobry i myślę, że powinnaś go wykorzystać. Wtedy będzie się czytelnikowi dużo łatwiej czytało, a jako osoba, która będzie wierną czytelniczką, jestem za tym ^^ Zarówno fabuła, jak i Twój styl bardzo mi się spodobały, dlatego możesz być pewna, że z miłą chęcią przeczytam następne rozdziały.
Chciałabym cię również zaprosić na http://kierunek-atlantyda.blogspot.com/ (: Jeśli znajdziesz czas i ochotę, serdecznie zapraszam, chociażby po to, by odpłacić mi się za tę pierwszą część tego komentarza. Chociaż mam nadzieję, że się o nią nie gniewasz, ponieważ szczere komentarze to te najlepsze (:
Życzę mnóstwo weny i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! :*
Witam i bardzo dziękuje za twój komentarz. Jestem nim bardzo podbudowana. Zdaje sobie strawę, że techniczna strona mojego pisania jest tą najsłabszą i nad nią pracuje, jednak bardziej dla mnie liczy się ta strona w której mogę wykazać się swoją pomysłowością i stylem. Bardzo się cieszę, że spodobało Ci się moje opowiadanie pomimo tego, że nie czytasz ff Harry'ego Pottera. Co zaś się tyczy powodów opuszczenia się w nauce Nike to niezostanie to wyjaśnione tak od razu, ale mogę cię zapewnić, że nie są to zwykłe powody. Cóż Trzepak wyszedł tak sam w trakcie pisania.
UsuńDawno nie czytałam żadnego ff. Od tych Potterowskich zaczęła się moja przygoda z pisanie, więc bardzo miło mi znowu na takowe trafić. Fabułę skomentuję po przeczytaniu następnego rozdziału. Teraz przejdę do mniej przyjemnej części, czy błędów (miałam wypisane dokładnie wszystkie, jakie zrobiłaś, ale blogspota szlag trafił i skasował mi się komentarz, więc ich nie mam, a szukać od nowa nie będę. To nie na moje nerwy)
OdpowiedzUsuń1. Mam wrażenie, że nie czytałaś tego rozdziału przed publikacją, więc radziłabym to zrobić teraz. Najlepiej jest napisać rozdział, zostawić go na parę dni i potem dokonać autokorekty. Wtedy jest to łatwiejsze. Jest tu dość sporo literówek - zjadasz litery i ogonki.
2. Jest tu też dość dużo błędów ortograficznych. Najbardziej razi w oczy końcówka "-ą", zamiast "-om" w rzeczownikach w liczbie mnogiej. Np. tutaj: "Pani Travers odwzajemniła uścisk i ponad głową córki przesłała uśmiech swoim mężczyzną". Mężczyznom! Przepisać pięćdziesiąt razy!
3. Moją uwagę zwróciło zdanie "Osobiście nie miał nic przeciwko temu, chociaż uważał, że jest o wiele za wcześnie". Choć często słyszy się "ja osobiście", jest to błąd. Osobiście to można stawić się w jakimś urzędzie.
4. Interpunkcja. Sama nie jestem ekspertką w tej dziedzinie, ale wiele razy zauważyłam brak przecinków. Można było się przez to pogubić w zdaniach, które dodatkowo traciły też swój rytm. Polecam Ci stronę prosteprzecinki.pl. Mi bardzo w tej kwestii pomogła. Warto poświęcić trochę czasu na naukę. Tekst od razu robi się lepszy. gdy przecinki nie dekoncentrują.
Pozdrawiam!
Fajny tekst, zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam