Trzy
dni upłynęły nie wiadomo kiedy. Za nim się zorientowała stałą
z mamą przed kominkiem w salonie i żegnała się z tatą. Ich
bagaże zostały już wysłane na miejsce razem z Skrzeczką ich
najmłodszym domowym skrzatem. Po raz pierwszy w swoim życiu w ogóle
nie cieszyła się z wyjazdu na wakacje. Nawet wiadomość o tym, że
w tym roku dołączy do nich jej ukochany dziadek Victor była marną
pociechą przy perspektywie spędzenia dwóch miesięcy z tym
nieznośnym gburem Travers'em.
Uścisk
ojca i słowa, których nie usłyszała i już stała w kominku ze
szczyptą proszku fiuu. Zamknęła oczy i dała się ponieść przez
tysiące kominków do tego w wili nad brzegiem morza Śródziemnego.
Nieprzyjemna podróż skończyła się dla niej jak zwykle głośnym
pacnięciem o cedrową podłogę w salonie. Niechętnie otworzyła
oczy w tym samy czasie rozcierając najbardziej bolące miejsce na
jej ciele czyli tyłek. Na jej nieszczęście nie była sama. W
pokoju oprócz oczywiście jej matki i właścicielki domu była
również trójka Travers'ów. Skoczyła na równe nogi i zaczęła
się witać ze wszystkimi. Pani de Nevers przyzwyczajona do jej
zjawiania się w ten sposób pierwsza do niej podeszła i serdecznie
wycałowała w oba policzki. Za nią ustawiła się już mała Erynii
i gdy tylko się schyliła aby mogła się z nią powitać ona
rzuciła jej ręce na ramiona i szepnęła do ucha.
-
Dobrze, że już jesteś, może w końcu Aaron przestanie być taki
nieznośny.
Słysząc
te słowa nie mogła się nie roześmiać. Za ramienia małej rzuciła
spojrzenie chłopakowi a na niego twarzy widniało zaskoczenie.
Szybko odwróciła wzrok, aby nie roześmiać się ponownie.
Wyprostowała się i zwróciła się do pani Anni, która pocałowała
ją w policzek i stwierdziła, że dobrze ją znowu widzieć. O mało
nie przełknęła głośno śliny, gdy stanął przed nią jej
rówieśnik. Znowu odstawił cyrk z całowaniem dłoni, co ją bardzo
rozzłościło tym bardziej, że nie mogła tego uniknąć, gdyż jej
matka się wszystkiemu przyglądała. Niedostrzegalnie wstrzymała
oddech, gdy pochylał się nad jej dłonią i szybko ją schowała za
siebie, kiedy ją puścił.
Nie
musiała się zbyt długo nim przejmować, ponieważ za rękę
chwyciła ją Erynii i zaczęła ciągnąc na piętro.
-
Tu jest fantastycznie. O wiele lepiej niż w domu, który
wynajmowaliśmy w tamtym roku. Wierz, że plaża jest tuż za domem i
można tu latać na miotłach nie bojąc się, że jakiś mugol może
cię zauważyć. Podobno jakieś dobre zaklęcie ukrywające i chyba
niewidzialności. Sama nie wiem, mniejsza z tym. A wiesz co naprawdę
jest super? Nie, to ci powiem. Nie jeszcze lepiej od razu ci pokarze.
Mała,
której buzia się nie zamykała przez cała drogie do jej pokoju, w
końcu kiedy odtworzyła drzwi musiała na chwile przerwać, aby
zaczerpnąć powietrza. Ujrzała znajomą sobie sypialnie urządzony
na biało i błękitno. Nic się w nim nie zmieniło od ostatniego
razu kiedy go widziała oprócz tego, że zamiast dużego podwójnego
łóżka stały na jego miejscu dwa pojedyncze. Spojrzała się na
mała blondynkę, która najwyraźniej wiedziała więcej od niej.
-
Nie mów, że nie wiedziałaś, iż będziemy mieszkać w jednym
domu? - zapytała mała z niedowierzaniem rzucając się na jedno z
łóżek.
Ta
wiadomość tak zaszokowała Nike, że sama usiadła ciężko na
drugim posłaniu próbując przetrawić tą koszmarną nowinę. Ona i
Aaron pod tym samym dachem przez trzy tygodnie we Francji i jeszcze
kolejne trzy w mugolskiej posiadłości jego dziadka to było ponad
jej siły.
-
Wygląda na to, że nie wiedziałaś. Nie martw się nie będzie tak
źle. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby nie było z nami mojego
wszechwiedzącego braciszka. Ciesz się, że to nie z nim musisz
dzielić pokój tylko ze mną. Zobaczysz pomogę ci go unikać, oraz
nie dopuszczę, aby cię dotykał.
-
Skąd wiesz?
-
O tym, że aż cię odrzuca, gdy tylko cię muśnie. Przecież mam
oczy. Inni może mogą mnie nie dostrzegać i uważać za nic nie
znaczące dziecko, jednak ja potrafię to wykorzystać na swoją
korzyść. Przede wszystkim obserwuje wszystkich uważnie. Nie
uwierzysz jak dużo można się dowiedzieć przyglądając się
innym, gdy myślą, że nikt ich nie widzi.
-
Najwyraźniej sporo. Pytanie brzmi, dlaczego mi chcesz pomóc oraz
zdradzasz swoje sekrety.
Uważnie
przyjrzała się dziewczynce, która leżała na brzuchu ze
skrzyżowanymi w powietrzu nogami i z brodą opartą na złożonych
dłoniach.
-
To chyba proste. Lubie cię. Tylko nie pytaj dlaczego. To przecież
oczywiste. Nie lubisz mojego brata. Przeciwieństwie od innych jego
rówieśnic, nie wypatrujesz się w niego z miną wygłodniałego
psa. Nie uwierzysz jakie to irytujące, gdy wszyscy oprócz ciebie
uwielbiają twojego brata, tylko za to, że jest trochę przystojny.
I co z tego, gdy tak naprawdę to palant. Jednak nie tylko z powodu
twojej niechęci do Aarona cię lubię. Wyglądasz tak jakby zdanie
innych cię nie obchodziło, słyszałam, że też świetnie latasz
na miotle, oraz to co najważniejsze nie traktujesz mnie jak małe
dziecko i nie lekceważysz.
-
Będziemy dzielić ze sobą pokój, mam nadzieje, że nie chrapiesz
mała – odparła tylko na ten wywód dziewczynki.
-
No wiesz co? - krzyknęła Erynii i rzuciła ją poduszką. –
Ustalmy dwie rzeczy. Po pierwsze ja nie chrapie a po drugie jak
jeszcze raz nazwiesz mnie „mała” to tak cię u żądze, że
będziesz musiała odganiać się od mojego nachalnego braciszka nie
tylko w wakacje, ale również w szkole.
Zaczęła
się prawdziwa bitwa na poduszki, które latały pomiędzy łóżkami
gubiąc pierze. Po chwili pokój wyglądał jak ptasie pobojowisko.
Dziewczyny nie przejmowały się tym tylko śmiały się razem ze
sobą.
***
Aaron
po raz pierwszy od bardzo dawna usłyszał śmiech Nike. To niezwykłe
zjawisko zatrzymało jego rękę wpół drogi do drzwi, w które miał
zapukać. Zachodził w głowę co jego diabelska siostra powiedziała
dziewczynie, że obie tak się śmiały. W końcu postanowił sam to
sprawdzić. Kilka szybkich puknięć i nie czekając na proszę
otworzył drzwi. Nie zdążył nawet zrobić kroku a już na jego
twarzy wylądowała poduszka. Śmiech w pokoju wybuchnął ze
zdwojoną siłą.
-
Następnym razem poczekasz na „proszę” zanim wjedziesz do
naszego pokoju – odparła jego siostra pomiędzy atakami wesołości.
-
Tak, to tobie można bezpardonowo nawet bez pukania wchodzić do
mojego pokoju a mi nie można przekroczyć progu twojego bez
narażania na uszczerbek na zdrowiu.
-
Dokładnie. Czasami potrafisz wykazać się inteligencją braciszku,
chociaż ja nadal nie rozumiem, dlaczego inni tak się zachwycają
tym co masz w głowie. W końcu tylko od czasu do czasu się nią
posługujesz – droczyła się z nim jego diabelska siostrzyczka.
Podczas
gdy jego siostra mu dogryzała, on rozejrzał się po pokoju i
zdziwił go widok pierza fruwającego po całym pokoju a jeszcze
bardziej obraz Nike z rozczochranymi włosami siedzącej na łóżku
z poduszką w ręku gotową w każdej chwili w niego rzucić.
-
Mała mogłabyś już przestać się wymądrzać. Mama kazała mi
przekazać, że czeka na was z mała przekąską w salonie.
-
Zrozumiałam, jeśli to wszystko to możesz się wynosić, chyba że
chcesz zostać naszym celem wtedy zapraszamy – odpowiedziała mu
siostra.
-
Nie dziękuje – powiedział i ledwo zdążył zasłonić się
drzwiami, gdy w jego stronę poleciały dwie poduszki.
Głośny
śmiech dwóch dziewczyn towarzyszył mu aż do schodów. Zupełnie
nie wiedział, co myśleć o tej niezwykłej przemianie swojej
rówieśnicy. W szkole była zupełnie inna. Poważna, zdystansowana
i milcząca, gdy ktoś chciał ją o coś poprosić rzucała mu takie
spojrzenie, że delikwent zapominał języka w gębie i tylko dukał
przeprosiny. Miała przezwisko „Lodowa księżniczka”, ponieważ
podobała się większości chłopaków w szkole, ale żaden nie miał
na tyle odwagi, aby ją zagadać. Po prostu odstraszał ich jej
wyniosły i lodowaty wzrok oraz ironiczne wypowiedzi. Ta jej
zdystansowana podstawa o mało nie skończyła się dla niej
tragicznie na początku tego roku. Potrząsnął głową, aby odgonić
złe myśli, w końcu były wakacje a on znajdował się w
przepięknej okolicy z jeszcze piękniejszą dziewczyną, której
pełna rezerwy postawa była dla niego wyzwaniem, któremu nie mógł
się oprzeć.
Wszedł
do salonu, w którym panie racząc się mrożoną herbatom omawiały
plany na najbliższe dni. Dziwił się, że jego mama mugolka z taka
łatwością potrafiła się odnaleźć w towarzystwie dwóch
czarownic. Dotychczas jego rodzicielka trzymała się z boku, gdy nie
miała męża albo siostry przy sobie. Teraz jednak z ożywieniem
dyskutowała o możliwości zmiany kroju szat uczniowskich na mniej
workowate. Podszedł do stolika, przy którym dyskutowały panie i
nalał sobie szklankę herbaty. Starał się nie wgłębiać w
prowadzoną dyskusje. Temat był dla niego po prostu nudny. Imię
jego rówieśnicy zwróciło jego uwagę i zaczął słuchać wesołej
paplaniny kobiet.
-
Trzeba przyznać, że twoja córka we wszystkim wygląda ładnie
nawet jak założy stary worek to będzie wyglądać jak księżniczka
– stwierdziła jego matka.
-
I to głównie nosi – odparła Lawinia. - Nawet nie wiesz jak ją
muszę błagać, aby założyła coś ładnego. Ona woli chodzić w
spodniach i starych, powyciąganych podkoszulkach zamiast podkreślać
swoje waloru w stylowych sukienkach.
-
Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Zawsze, gdy do mnie przyjeżdżacie
Nike nie ubiera się może jakoś szałowo, ale na pewno nie skrywa
swoich wdzięków.
-
To tylko dlatego, Agnes – zwróciła się matka Nike do pani de
Nevers, - że tutaj jest zawsze znakomita pogoda i w ubraniach, które
zazwyczaj nosi w Anglii po prostu by się ugotowała. Już sama nie
wiem co zrobić by zwrócić, aby zainteresowała się własnym
wyglądem.
Na
te słowa do pokoju weszły dziewczyny. W ich oczach nadal można
było dotrzeć iskierki wesołości.
-
Mamo, chyba już dawno powinno dotrzeć do ciebie, że nie interesuje
mnie mój wygląd, z bardzo prostego względu. Mianowicie choćbym
nie wiem co nie robiła nigdy nie dorównam tobie urodą.
Nike
kłamała i robiła to tylko po to, aby nie psuć sobie i innym
humoru. Najsłabszą stroną jej matki było to, że była bardzo
łasa na komplementy, nawet te najbardziej absurdalne i kłamliwe. Z
tego powodu tak lubiła Aarona, gdyż on zasypywał ją
konwencjonalnymi pochlebstwami prawie przy każdej rozmowie.
-
Dziękuje córuś, chociaż wiem, że to jawne kłamstwo – zaśmiała
się pani Fawley.
Dziewczyna
nalała sobie i małej Travers'ównie po szklance herbaty. Spragniona
szybko wypiła prawie cały napój. Kątem oka dostrzegła
przyglądającego jej się chłopaka, jego wzrok wyprowadzał ją z
równowagi. Zastanawiała się czy wytrzyma całe wakacje pod jego
baczną obserwacją. Rzuciła w jego stronę sztuczny uśmiech a jej
oczy gromiły go złym spojrzeniem.
Wiedział,
że gdyby wzrok mógł zabijać leżały by już trupem. Na grymas,
który w jej mniemaniu miał być uśmiechem, odpowiedział
prawdziwym. Tymczasem panie zwróciły swoją uwagę na dziewczyny.
-
Dobrze, że jesteście. Erin mam nadzieje, że nie zagadałaś Nike
na śmierć - zwróciła się z uśmiechem jego mama. - Jest taka
piękna pogoda, więc może poszłabyś pobawić się na plaże. Pani
de Nevers mówiła mi, że jest już tam jej siostra razem ze swoimi
dziećmi. Będziesz miała się z kim pobawić, gdyż są nie więcej
w twoim wieku.
-
A Nike nie mogłaby ze mną pójść?
-
Widzisz kochanie, Nike nie może cały czas się tobą zajmować. W
końcu musi sama też trochę odpocząć i pouczyć się.
Jego
siostra zrobiła smutne oczy, które mu przypominały te u kota ze
Shreka (mugolską kreskówkę, którą oglądali razem u dziadka
Roberta). Zrobiło mu się, żal siostry więc nawet się nie
wiedział kiedy a powiedział.
-
Wiesz ja tylko skończymy z Nike powtarzać transmutacje gadów w
ssaki to do ciebie dołączymy, ale tylko pod warunkiem, że nie
będziesz teraz narzekać.
Siostra
spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem, jednak po chwili
rozpogodziła się i posłała brunetce szeroki uśmiech całkowicie
jego przy tym ignorując i wyszła w podskokach przez drzwi
prowadzące na taras. Odprowadził ją spojrzeniem dopóki jej drobna
postać nie zniknęła mu za krzakiem. Z wyczekiwaniem zwrócił
wzrok na Nike i oczekując jej reakcji. Nie doczekał się,
dziewczyna po prostu stała zamyślona.
-
Może byśmy poszli do biblioteki? - Zapytał się jej wyrywając
brunetkę z zamyślenia.
-
Co? Ach tak, oczywiście – nadal lekko nieobecna odpowiedziała i
szybkim krokiem wyszła z salonu.
Chłopak
spojrzał jeszcze na rozgadane panie, które w najlepsze już o czymś
dyskutowały i nie zwracały na nich uwagi. Nie pozostało mu nic
innego jak tylko odstawić trzymaną szklankę na najbliższą szafkę
i ruszyć za swoją rówieśnicą.
Biblioteka
w domu pani de Nevers była pomieszczeniem, którym trudno było
nazwać tym mianem. Niby regały na książki zasłaniały dwie
ściany, jednak zamiast książek były tam poustawiane muszle i
ciekawy zbiór kamieni o najprzeróżniejszym przeznaczeniu (np. małe
kamienie runiczne do wróżenia, kolorowe kamienie radiacyjne czy
płaskie kamienie do azjatyckiego masażu). Zamiast biurka stał tam
masywny stół średniej wielkości a przy nim cztery krzesła z
miękki siedzeniami. Na nim znajdowały się wcześniej przygotowane
podręczniki oraz terrarium, w którym znajdowały się dwie zielone
jaszczurki.
Dziewczyna
wyjęła jedną z nich i położyła na stole. Rzuciła mu wyzywające
spojrzenie i pewnym głosem zapytała.
-
W jakiego ssaka mam zamienić te biedną jaszczurkę?
-
W królika – odparł. - Zanim jednak to zrobisz musisz wziąć pod
uwa…
Nie
zdążył dokończyć zdania a już przed jego oczami znajdował się
mały biały królik z wystraszonym spojrzeniem.
-
Nie podoba się? Może powinien być z czarnym futerkiem – machnęła
różdżką a umarszczenie zwierzęcia zmieniło się.
-
A tą jaszczurkę w co powinnam zamienić? Może w coś większego na
przykład w kozę?
Zgrabny
ruch ręką a na stole stała już zdezorientowana koza o
czarno-białej sierści, która zgrabnie zeskoczyła ze stołu i
zabeczała radośnie.
-
Nie jednak chyba w tej sytuacji najbardziej pasuje, jak zamiast kozy
pojawi nam się tutaj osioł.
Różdżka
znowu poszła w ruch i stanął przed nim szary osiołek, który
swoim głosem oznajmiał niezadowolenie z powodu tego, że nagle
znalazł się w nieznanym sobie otoczeniu. Patrzyłem na tą jawną
prowokację z podziwem. Dziewczyna oprócz wyzywających słów
skierowanych do mnie nie powiedziała słowa. Bardzo trudne i złożone
zaklęcia wychodziły jej bezbłędnie i to w sposób niewerbalny.
Był pod ogromnym wrażeniem, gdyż ten materiał był przerabiany w
okolicy świąt Wielkanocnych a wtedy dziewczyna znajdowała się w
depresji.
-
Może rodzice i McGonagall twierdzą, że potrzebuje twojej pomocy,
ale jak widzisz wcale jej nie potrzebuje – powiedziała
wyzywającym głosem.
-
To jak wytłumaczysz to, że na egzaminach tak marnie ci poszło?
-
Och, miała okres pacanie – rzuciła gniewnie i wyszła z pokoju.
Przez
chwile stałem zamurowany, próbując przełknąć ostatnie słowa
dziewczyny. Wiedziałem, że mnie nie darzy sympatią, jednak nie
sądziłem że w jej oczach zasługuje na tak niepochlebne miano.
Osioł zaryczał żałośnie, jakby chciał skomentować ostatnie
wydarzenia. W złym humorze przywróciłem jaszczurką ich pierwotną
formę, oraz jednym machnięciem różdżki wysłałem je z powrotem
do terrarium. Rozzłoszczony skierowałem się na plaże, w końcu
obiecałem siostrze. Nike może mieć to gdzieś, on jednak jest
starszym bratem i nie łamie swojego słowa.
Piękna
pogoda nie rozwiała jego gradowego nastroju. Zamiast błękitnego
nieba, na którym świeciło słońce i powoli wędrowały nieliczne
białe obłoki bardziej jego humorowi pasowałaby potężna burza z
piorunami i silnym wiatrem. Letnia bryza wcale nie odganiała jego
ponurych myśli. Idąc piaszczystą plażom przeklinał pewną piękną
brunetkę, którą teraz zobaczył. Zatrzymał się gwałtownie i
mrugnął kilka razy, aby się przekonać czy nie jest ona zwidą.
Nie była. Wesoło bawiła się z trójką dzieci ochlapując ich
morską wodą. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Ta sama
dziewczyna, która jeszcze przed chwilą wybuchła w jego obecności,
teraz śmiała się zaraźliwie i dla zabawy łapiąc pierwsze
dziecko, które jej się napatoczyło w ręce i robiła z nim
piruety.
Coś
kazało mu spojrzeć w bok, zobaczył postawną brunetkę w olbrzymim
kapeluszu siedzącą na kocu i patrzącą na tą scenę z uśmiechem
na twarzy. Zapewne była to siostra pani de Nevers.
-
Bonjour
– przywitałem
się podchodząc do niej.
-
Bonjour.
Raczej powinnam powiedzieć dzień dobry. W końcu pan jest
Anglikiem, sądząc po akcencie. Rozmawiajmy po angielsku, nie lubię
jak ktoś kaleczy mój ojczysty język. Proszę
usiądź.
Spoczął
przy kobiecie i spojrzał na brzeg morza. Teraz to Nike uciekała
przed dziećmi, które zjednoczyły front i goniły ją z naręczami
wodorostów.
-
Trzeba
przyznać, że dziewczyna ma podejście do dzieci – oznajmiła
siedząca przy nim kobieta.
Z
zaskoczeniem spojrzał
na
swoją sąsiadkę, sam nigdy by nie pomyślał, aby uznać Nike za
osobę lubiącą dzieci. Codziennie w szkole widział jej pełną
wycofania i niedostępną postawę,
więc uznał za pewnik, że
irytują ją wszyscy ludzie.
Kobieta
widząc jego zaskoczenie ciągnęła dalej temat.
-
Znasz ją pan…?
-
Bardzo przepraszam. Nie wiem, gdzie podziały się moje maniery Aaron
Travers do usług.
-
Bardzo mi miło, Angelika
Brown – widząc jego zdziwienie dodała – wyszłam za mąż za
Anglika, a tam – wskazała na dwójkę dzieci z brązowymi włosami
– są nasze dzieci Elektra i Xavier. Bardzo
trudno im się przekonać do dorosłych, jednak z Nike szybko
znalazły wspólny język. A wracając do mojego pytania znasz ją?
-
Tak, uczymy się razem w Hogwarcie.
-
Ach, Hogwart ostatnio o niczym innym nie dyskutujemy z mężem jak
tylko o tym do jakiej szkoły posłać dzieci. Xavier dostał już
list z twojej szkoły jaki z Beauxbatons. Ze względu na to, że w
obu szkołach uczniowie muszą mieszkać w trakcie roku szkolnego
mamy duży problem z wyborem. Sam
Xavier nie wie, gdzie chce pójść, bo nasłuchał się moich
opowieści o Beauxbaton i historii ojca z Hogwartu. Pewnie
zdecydujemy losując, gdyż obie szkoły mają taki sam poziom.
-
Rozumiem. U mnie nie było z tym problemu, gdyż to już rodzina
tradycja posyłać dzieci do Hogwartu. Jeśli mogę jakąś pomóc,
to powiem, że w mojej szkole oprócz zwykłych lekcji można się
zapisać do różnych klubów, a regulamin szkoły daje dużo swobody
oczywiście w granicach rozsądku.
-
Dziękuje. Och
nie mogę uwierzyć, że już pierwszego września będę musiała
wysłać mojego synka do szkoły i zobaczę go dopiero w święta.
Angelika
nie oczekiwała odpowiedzi, więc siedzieli w ciszy i patrzyli na
wesoło bawiącą się czwórkę. Jego uwagę szczególnie
przyciągała Nike, wyglądała zupełnie inaczej niż w szkole. Nie
wiedział, gdzie zniknęła jej pełna rezerwy postawa i zawsze
chmurne spojrzenie. Teraz aż miło było przyglądać się jej. Była
piękna ze szczerym uśmiechem na ustach, wesołymi iskierkami w
oczach i zarumienioną od wysiłku twarzą.
-
Podoba ci się, prawda? - na wpół zapytała na wpół stwierdziła
pani Brown.
Lekko
zdziwiony spojrzał w jej w oczy, w których dopiero teraz zauważył
w nich inteligencje i doświadczenie. Nie było co udawać, że nie
rozumie o co chodzi rozmówczyni.
-
Aż tak to widać?
-
Tak, ale wątpię czy ona o tym wie. Zazwyczaj osoby najbardziej
zainteresowane dowiadują się o takich sprawach ostatnie a zauważają
je dopiero jak stają się zbyt oczywiste. Można powiedzieć, że
sama jestem przykładem tej mądrości życiowej. Dopiero, gdy Peter
wyciągnął pierścionek zdałam sobie sprawę z jego uczuć
wcześniej sądziłam, że to dla niego jest tylko wakacyjna
miłostka. Moja
siostra, jednak wiedziała o tym dużo wcześniej. Tak to już jest,
że czasem postronni obserwatorzy widzą więcej od nas.
Po
tych słowach zapadła cisza, jednak nie była ona przytłaczająca.
Chłopak oparł się na wyciągniętych rękach, odchylił głowę do
tyłu i z zamkniętymi oczami cieszył się ciepłem promieni
słonecznych oraz delikatnymi powiewami morskiej bryzy. Z tego
przyjemnego stanu wyrwał go krzyk.
-
Hej to nie fair, tak się rzucać na mnie! Co wy sobie myślicie wy
małe potworki? Zobaczycie jak tylko się z tego wygrzebie to jeszcze
będziecie mnie błagać o litość!
Otworzył
oczy i zobaczył jak brunetka leży na brzuchu a troje roześmianych
dzieci siedzi na niej. Nie zastanawiając się długo wstał i ruszył
jej na ratunek. Chwycił dwójkę i zdjął
je z pleców dziewczyny, szybko również pozbył się swojej
siostry, która siedziała na tyłku uwiezionej. Nike nie czując już
na swoich plecach ciężaru roześmiana się podnosiła, gdy
zauważyła wyciągniętą dłoń, którą odruchowo chwyciła.
-
Dzię…- słowa podziękowań utknęły jej w gardle, gdy się
zorientowała kto był jej wybawcą. Szybko też zniknęła jej
wesołość, gdy przypomniała jakie słowa wykrzyknęła w złości
chłopakowi.
Aaron
widząc wyraz jej twarzy, gdy tylko zorientowała się, że to on
szybko zrobił kilka kroków do tyłu. Nie było jego zamiarem psuć
dziewczynie humor, więc postanowił się wycofać. Już miał
odejść, gdy za dłoń chwyciła go jego siostra.
-
Psujesz zabawę a teraz chcesz tak po prostu odejść. Nie ma tak
dobrze. Elektra, Xavier na niego!
Nawet
nie zauważył kiedy trójka dzieciaków swoją niespożytą energią
powaliła go na piasek. Jego siostra siedziała na nim okrakiem i
łaskotała go w najbardziej podatne
na łaskotki miejsce czyli pod lewą pachą. Śmiał się przez łzy
a tymczasem dwójka małych Brown'ów zaczęła go obsypywać mokrym
piachem i wodorostami. Gdzieś w tym całym chaosie zdołał
zarejestrować, że Nike stała z boku i tylko zaśmiewała się do
łez.
-
Nie pomożesz? - udało musie wykrzyczeć pomimo śmiechu i siedzącej
mu na piersi siostrze.
-
Nie. Należy ci się - odparła bezwzględnie dziewczyna. - Poza tym
za bardzo się boje jak tylko ta trójka potworków nie będzie tobą
zajęta to rzuci się na mnie.
Te
tortury trwały dobrych kilka minut zanim pani Brown nie przyszła mu
z ocieszą. Rozkazała swoim pociechą przerwać to co robią i
zebrać swoje zabawki.
-
Już szybciutko, jeśli nie wyrobicie się w ciągu dwóch minut nie
dostaniecie deseru.
Gdy
tylko dwoje z trójki potworków go torujących odpuściło szybko
poradził sobie z siostrą. Jak tylko stanął na nogi złapał ją i
posadził na ramionach, aby nie miała możliwości robienia mu
głupich numerów.
-
Bardzo miło było panią poznać i oczywiście pani uroczę dzieci –
powiedziała Nike.
-
Och cała przyjemność po mojej stronie. Dziękuje, że pobawiłaś
się z nim. Miałam chociaż chwile wytchnienia są takie żywe.
-
Nie musi mi pani dziękować. Obie z Erynii świetnie się bawiłyśmy.
-
I tak jeszcze raz dziękuje. Mam nadzieje, że jeszcze się
zobaczymy. Niestety teraz musimy już iść dla mojego męża pora
kolacji to świętość. Dzieci pożegnajcie się grzecznie –
pouczyła Angelika swoje dzieci, które właśnie przybiegły do niej
w dłoniach trzymając torby z zabawkami.
-
Do zobaczenia – wykrzyknęły i pobiegły w stronę białego domu,
który był usytuowany na wzgórzu przed plażą.
-
Jak zawsze nie wychowane, ale cóż poradzić na samą wzmiankę o
deserze lecą do domu.
-
Nic nie szkodzi. Było nam bardzo miło. Ja ze swojej strony dziękuje
za rozmowę. Do zobaczenia.
Po
tych słowach chłopaka, pani Brown podążyła za swoimi dziećmi.
Nagle zrobiło się krępująco cicho. Aaron rzucił Nike niepewne
spojrzenie, nie chciał kolejny raz psuć jej nastroju. Brunetka
jakby to wyczuła, bo powiedziała.
-
Na nas też już pora. Wracajmy.
Te
kilka chwil, które zajęła im droga do willi upłynęło im w
ciszy. Nawet Erynii, której normalnie buzia się nie zamyka
przystosowała się do ich dwojga i była cicho.
***
Kolacja
przebiegła w miłej atmosferze. Młodzi prawie się nie odzywali
pozwalając prowadzić dyskusje swoim matką, które przeskakiwały z
tematu na temat. Od
mody, poprzez ulubionych piosenkarzy a skończywszy na najświeższych
plotkach o prominentnych rodach czarodziejów. Nie dziwiła ich wcale
cisza, która panowała wśród ich dzieci.
-
Dzisiaj
po południu przyleciała sowa od twojego dziadka, Nike – oznajmiła
matka – Piszę, że jest już we Francji. Zatrzymał się u tego
dziwaka barona Faouche - wymówiła ostatnie słowo z obrzydzeniem. -
Na tamtej szafce leży list do ciebie.
Nike
natychmiast wstała i z niecierpliwością przełamała lakową
pieczęć.
Kochana
wnuczko!
Matka
pewnie ci już oznajmiła, że zatrzymałem się u mojego drogiego
przyjaciela Ernesta. Znowu
powiększył swoją kolekcje o nowego stwora. Nie napiszę Ci
jakiego, Sama będziesz musiała sprawdzić, ale zdradzę, że
jeszcze takiego nie widziałaś. Poza tym udało mu się w końcu
rozmnożyć swoje Bohorożce, więc to może być dla Ciebie jedyna
taka okazja, aby zobaczyć ich młode.
Z
niecierpliwością czekamy razem z Ernestem na twoje odwiedziny. Mam
nadzieje, że uda Ci się jutro wyrwać ze szponów Twojej matki i
nas odwiedzić.
Twój
kochany dziadek,
Victor
PS:
Mam nadzieje, że nie dasz tego listu do przeczytania kochanej
Lawinii, bo znów się na mnie obrazi jak ostatnim razem.
Przy
czytaniu postscriptum o mało nie wybuchnęła
śmiechem a wtedy matka na pewno zabrała by jej
list, aby się przekonać jakimi niepochlebnymi słowami jej teściu
ją tym razem obraził. Nike
kochała swojego dziadka za to, że tylko przy nim mogła być w
pełni sobą i rozwijać swoją pasję jaką była magozoologia.
Ciągnące się godzinami dyskusje o najprzeróżniejszych stworach
dostarczały im obojgu wiele przyjemności a jak jeszcze mieli
możliwość prowadzenia rozmowy razem z baronem Faouche to wtedy nie
raz dochodzili do bardzo interesujących wniosków, a podczas tych
spotkań zapominali o podstawowych potrzebach życiowych. Często
się zdarzało, że zaniepokojone skrzaty nieśmiało zwracały im
uwagę, iż kolacja powinna być podana dwie godzinny temu.
-
I co tam piszę ten stary pryk? - Zapytała matka z niecierpliwością.
Dla nikogo w rodzinie nie było tajemnicą, że dziadek Victor i jej
mama się nie znoszą. - Mam nadzieje, że znów mnie nie obraża.
-
Oczywiście, że nie - szybko odpowiedziała. - Ma nadzieje, że
jutro odwiedzę go i barona. Oczywiście jeśli tylko mama wyrazi
zgodę.
-
Możesz go odwiedzić po lekcjach z Aaronem, jeszcze tego mi
brakowało, aby ten staruch zarzucił mi, że utrudniam mu spotkania
z
jego ukochaną wnuczką.
Po
tych słowach w pokoju zapadła cisza. Pani Travers nigdy nie
sądziła, że dobrze wychowana osoba może tak publicznie wyrażać
się o członku swojej rodzinny a szczególnie starszym od niej i
będącym zarazem głową rodu. Lawinia w zbyt późno zorientowała
się, iż nie są same z córką w pokoju. Zdenerwował się jeszcze
bardziej, przeklinając w duchu swojego okropnego teścia.
-
Wybacz mi, moja droga. Mój teść jest osobą bardzo trudną we
współżyciu a mnie nie znosi już od pierwszego spotkania. Sama
rozumiesz, kłótnie zdarzają się nawet w najlepszych rodzinach.
-
Och nic się nie stało – odparła tylko Anna.
Pewnie
rozmowa powróciłaby
do
plotek, gdyby
nie przylot dużej szarej sowy, która upuściła list przed Erynii
a
następnie zostawiła drugi przed Aaronem.
Zielony atrament wyraźnie odbijał się na tle białego tła
koperty. Dziewczynką z rozpromienioną miną sięgnęła po
zaadresowany do niej list. Tak jak oczekiwała wiadomość była
zapieczętowana
czerwonym lakiem, na którym widniał herb szkoły. Delikatnie
podważyła pieczęć
nożem i pełna emocji wyciągnęła plik kartek. Na pierwszej z nich
widniała taka treść:
HOGWART
SZKOŁA MAGI O CZARODZIEJSTWA
Dyrektor:
MINERWA McGONAGALL
Szanowna
Pani Travers,
Mamy
przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do
Szkoły Magi i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych
książek i wyposażenia.
Rok
szkolny rozpoczyna się 1 września, oczekujemy pani sowy nie później
niż 21 lipca.
Z
wyrazami szacunku
Damokles
Belly2
zastępca
dyrektora
Erynii
z przejęciem przeczytała list na głos. Jej
mama oraz brat podeszli do niej, aby ją uściskać i złożyć
gratulacje. Nie wątpliwie dzień otrzymania listu z Hogwartu był
jednym z ważniejszych w życiu młodego czarodzieja i
jeszcze ważniejszym w życiu jego rodzinny. Młody delikwent mógł
wykazywać magiczne zdolności już od kołyski, ale to właśnie
list ze szkoły był na to niepodważalnym dowodem. Był aktem, w
którym zielono na białym było napisane, że we krwi danej osoby
płynie magiczna krew. Po tej wiadomości wszystkie babcie, ciotki i
mama danej pociechy mogły odetchnąć
a
dziadkowie, wujkowie i tatuś świętowali te
nowinę przy szklaneczce Ognistej. Nie można było dziwić się
Erynii,
która wprost skakała z radości ani jej mamie, która się
popłakała biorąc list do ręki. Tylko Aaron chociaż wyraźnie był
szczęśliwy to jednak zachował spokój.
-
A ty co dostałeś? - Spytała go siostra, gdy już pierwszy wybuch
szczęścia minął i zauważyła, że brat ściska w ręce
nieotwarty list również z pieczęcią Hogwartu.
-
Sam nie wiem. Poczekaj chwile – mruknął i złamał pieczęć.
Szybko
przeczytał linijki listu. Wiadomość nie była długa, ale
znaczącej wagi, tak samo jak oznaka, którą nadal tkwiła w
kopercie.
HOGWART
SZKOŁA MAGI O CZARODZIEJSTWA
Dyrektor:
MINERWA McGONAGALL
(Order
Merlina Pierwszej Klasy, Laureatka nagrody Switcha, Honorowy
Mieszkaniec Hogsmeade)
Szanowna
Panie
Travers,
Mamy
przyjemność poinformować Pana, że została Pan mianowany
Prefektem Naczelnym Szkoły Magi i Czarodziejstwa Hogwart. Mamy
nadzieje, iż z dumą i sumiennością wywiąże się Pan z
powierzonych Panu obowiązków, oraz nie będzie Pan naużywał
przysługujących mu przywilejów. Informujemy również, że drugim
Prefektem Naczelnym została pana Watson. Przypominamy
również, że pierwsze zebranie prefektów ma miejsce w Ekspresie
Londyn-Hogwart dnia 1 września. Do
listu załączono:
1.
Jedną odznakę Prefekta Naczelnego
2.
Kieszonkowy regulamin szkoły
3.
Aktualną listę prefektów
4.
Zalecenia pani dyrektor na nadchodzący rok szkolny 2006/2007
Z
wyrazami szacunku
Damokles
Belly
zastępca
dyrektora
-
I
co? - Niecierpliwiła się jego siostra.
-
Zostałem Prefektem Naczelnym.
-
Dlaczego jakoś mnie to nie dziwi, ale nie licz, że będę się do
ciebie przyznawać – odpowiedziała jego siostra i ledwo udało jej
się odsunąć na bok, aby mama ją nie zmiażdżyła.
-
Jestem taka dumna. Mój syn Prefektem Naczelnym – cieszyła
się mama.
Kątem
oka zobaczył, że na Nike ta wiadomość nie zrobiła wrażenia i
wykorzystała ten moment, aby się wymknąć z pokoju. Pani Flawey
pośpieszyła z gratulacjami dla nich obojga.
Leżała
na łóżku wpatrując się w sufit a jej myśli odpłynęły kilka
lat wstecz. Był upalny czerwiec a zdawanie egzaminów w taką pogodę
nie należało do przyjemnych, gdyż najchętniej przez całe dnie
wylegiwałaby się nad brzegiem jeziora wpatrując się w chmury. Na
szczęście egzamin z Opieki nad magicznymi zwierzętami odbywał się
na powietrzu. Hagrid kazał im pojedynczo podchodzić do wylosowanej
prze siebie zasłoniętej zagrody i wejść za kortynę. Jej trafił
się hipogryf najniebezpieczniejsze stworzenie omawiane w tym roku.
-
Dobrze Nike teraz opowiedz mi czym najlepiej karmić hipogryfy i jak
dbać o ich pióra i sierść.
Przez
kilka minut dyskutowała z pół olbrzymem a na niego twarzy pojawiła
się coraz większy uśmiech. Odpowiedziała bezbłędnie. Zadowolona
już miała odejść gdy gajowy ją zatrzymał.
-
Cholibka wiesz więcej o nich niż ja. To co chcesz się przelecieć?
-
Pewnie – krzyknęłam uradowana.
Lekko
zdenerwowana ukłoniłam się przed zwierzęciem okazując mu respekt
i szacunek. Hipogryf po chwili oddał mi pozdrowienie. Z uśmiechem
na twarzy odwiązałam
łańcuch i zbliżyłam się do zwierzęcia. Chwila niepewności i
hipogryf przede mną uklęknął. Pewnie wskoczyła na jego grzbiet i
nawet nie zdążyłam się dobrze usadzić a już Hagrid klapnął w
zad stworzenie, które gwałtownie wystartowała. Udało mi się
złapać równowagę i od tego momentu mogłam się cieszyć lotem.
Zrobiłam dwa okrążenie dookoła szkoły i miękko wylądowałam w
zagrodzie.
-
Znakomicie. I co fajnie było?
-
Niesamowicie, dziękuje.
-
Poradziłaś sobie cudownie, ale tego się można spodziewać po
przyszłej pani prefekt.
-
Dziękuje
– automatycznie
odpowiedziała
chociaż całość wypowiedzi jeszcze od mnie nie dotarła. -
Prefekt? - zdziwiona zapytałam, gdy tylko to słowo dotarło do
mojej świadomości.
-
Tak, to znaczy nie. Cholibka i znów chlapnąłem mordą zupełnie
tak samo jak przy młodym Travers'im.
Widząc
strapioną minę mojego ulubionego nauczyciela odrazu zapewniłam, że
nikomu nie powiem i szybko się pożegnałam. Miałam sprawę do
załatwienia. Musiałam jak najszybciej zapobiec katastrofie jaką
bez wątpienia było spotykanie się przez trzy lata z Aaronem
podczas zebrań prefektów. Już to, że musiałam znosić jego
obecność na wspólnych lekcjach było dla niej za dużo.
Przez
cała drogę do lochów biegłam, więc nic dziwnego, że zdyszana
zatrzymałam się przed drzwiami do gabinetu profesora Belly mistrza
eliksirów i opiekuna Slyterynu. Po chwili jakiej potrzebowałam na
uspokojenie oddechu i przygotowanie w myślach argumentów głośnio
zapukałam.
Drzwi
się same odtworzyły a ja usłyszałam słowa zaprosin.
Chwile
trwało zanim zlokalizowała
profesora. Klęczał przed skrzynią w rogu pomieszczenia i czegoś
w niej zawzięcie szukał.
-
Och panna Flawey, co panią do mnie sprowadza? - zapytał, gdy na
chwile odwrócił głowę i zorientował się z kim ma do czynienia.
Nadal
grzebał w kufrze.
-
Chciałam z profesorem porozmawiać w bardzo ważnej dla mnie sprawie
– odpowiedziała i czekała, aż się do mnie odwróci.
-
Pewnie chodzi o egzamin. Akurat ty nie masz się czy przejmować.
Eliksir wyszedł ci znakomici. Wiem, że nie powinienem ci tego
mówić, ale dla twojego spokoju mogę zrobić wyjątek w końcu
jesteś moją najlepszą uczennicą. Zdałaś na wybitny. Jeśli to
wszystko to mogłabyś już wyjść moja droga. Rozumiesz jestem
teraz bardzo zajęty, szukam bardzo cennego składniku.
-
Nie o to mi chodziło, panie profesorze. Powiem to wprost. Nie
zostanę prefektem.
-
Co? - w końcu pan Belly odwrócił się do mnie i wstał. - Co ty
mówisz? Jak to nie zostaniesz? Dlaczego?
Skąd
ty w ogóle o tym wiesz?
-
Nie mogę powiedzieć, ale uczciwie pana ostrzegam, że jak zostanę
prefektem to nie
zważając na dobro moje, mojego nazwiska, pana czy Slytherynu
wywołam takie kłopoty jakich Hogwart jeszcze nie widział. Jestem
gotowa nawet wylecieć ze szkoły jeśli będzie to konieczne, aby
przestała pełnić tą funkcję, więc proszę się na tym dobrze
zastanowić.
Wyraźnie
wstrząśnięty profesor usiadł bezładnie na krześle. Popatrzył
w moje oczy i musiał zobaczyć w nich moją determinacje, ale nadal
próbował mnie przekonywać do zmiany zdania.
-
Poczekaj, dobrze to przemyślałaś? Bycie prefektem to nie tylko
obowiązki, ale przywileje, prestiż i to całkiem nieźle wygląda w
CV.
-
Tak, panie profesorze. Przemyślałam to i jestem pewna swojego
zdania.
-
Wytłumacz mi, jednak dlaczego? Co jest takie ważne, żeby z tego
powodu rezygnować z bycia prefektem.
Oczywiście
nie mogła powiedzieć prawdy, nie zrozumiałby.
-
Nie mogę wytłumaczyć, jednak niech mi pan uwierzy, że tu ważą
się losy mojego zdrowia psychicznego. Poza tym nie śmiałabym
profesorowi grozić, gdyby to nie była ważna sprawa.
Do
dzisiaj nie wiem, dlaczego Belly wtedy ustąpił, bo wyraźnie
widziałam, że moje słowa go nie przekonały. Jednak niezadowolony
ustąpił, chociaż wiedział, że na własne życzenie popełniam
największy błąd w moim dotychczasowym życiu. Może uznał, iż
powinnam się na nim czegoś nauczyć. Sama nie wiem, ale w końcu
powiedział tylko.
-
Oczywiście wiesz, że twoi rodzice będą niepocieszeni. Z takimi
ocenami i stosunkowo dobrym zachowaniem jesteś aż nazbyt oczywistym
wyborem na to stanowisko, jednak jak tak stawiasz sprawę nie
pozostawiasz mi wyboru. Panna Burke zostanie prefektem zamiast
ciebie. Nie muszę mówić, że bardzo się na tobie panno Flawey
zawiodłem, a teraz proszę zejdź mi z oczu.
-
Dziękuje panie profesorze – to powiedziałam i wyszłam z gabinetu
cicho zamykając za sobą drzwi. Przyrzekając sobie wtedy, że
Travers ostatni raz ją czegoś pozbawia.
Teraz
zaś został prefektem naczelnym. Bolało,
ale
sama się na to zdecydowała, chociaż nie do końca jeszcze wtedy
zdawała sobie sprawę z konsekwencji. Ojciec, który sam był
prefektem oczekiwał tego samego od niej, więc jak wakacie pomiędzy
czwartą a piątą klasą nie przyszedł stosowny list był
zawiedziony. Oczywiście nic nie powiedział, jednak dało się
odczuć, że się na niej zawiódł. Nie mogła mu przecież
powiedzieć, że sama zrezygnowała, bo dowiedziała się, iż
Travers miał też nim być. Te
wspomnienia przerwało jej trzaśniecie drzwiami i rzucenie się z
okrzykiem na sąsiednie łóżko drobnej blondynki.
-
Uch, musiałam uciec. Mama za bardzo rozczula się nad swoim
pierworodnym. To po prostu nie do zniesienia, że będę musiała się
użerać z bratem per Prefekt Naczelny, jakby już nie był zbyt
upierdliwy. A ty dlaczego uciekłaś? Nawet mi nie pogratulowałaś.
-
Sorry, mała. Oczywiście, że ci gratuluje, ale list z Hogwartu to w
twoim przypadku tylko formalność.
-
Może
i tak. I jak sądzisz do jakiego domu przydzieli mnie tiara?
Popatrzyłam
na nią z zaskoczeniem, bo mało przyszłych uczniów Hogwartu wie o
istnieniu Tiary Przydziału, nawet jak mają starsze rodzeństwo,
które uczęszcza już do szkoły. Dziewczyna musiała się
zorientować o co chodzi, bo powiedziała.
-
Ja chyba jako jedyna ma brata, który jest zbyt doskonały, aby mnie
wnerwiać i wciskać kit o jakiś nie możliwych do przejścia
próbach.
-
Rozumiem. Z przydziałem nigdy nie wiadomo, czasami zdarza się, że
osoba której byśmy nigdy nie posądzili o cechy cenione w danym
domu zostaje do niego przydzielona. Lepiej powiedz do jakiego domu ty
chciałabyś należeć.
-
Nawet Hufflepuff
lepszy od Ravenclawu.
Nie wytrzymam nawet przez rok w jednym domu z moim upierdliwym
braciszkiem. Do Slytherinu pewnie mnie nie przyjmą z powodu krwi, w
Gryffindorze
za dużo pyszałków, więc najprędzej zostanę Puchonką –
wrzuciła to wszystko na jednym wydechu i opadła zniechęcona.
-
Oj, ty na pewno nie zostaniesz Puchonem. To ci gwarantuje. Do
Slytherinu przyjmują też osoby półkrwi. Tu można wspomnieć
samego Lorda Voldemorta, chociaż ja osobiście odradzam ci brania z
niego przykładu. Jak na ciebie patrze to muszę ci powiedzieć, że
w moim domu odnajdziesz się znakomicie. Salazar uwielbiam
złośliwych, ambitnych i zdolnych czarodziei a ty taka jesteś.
-
Tak
myślisz? - zapytała Erynii
podnosząc głowę. - Było by naprawdę super, a poza tym w zielonym
tak jak tobie naprawdę mi do twarzy.
-----------
-----------
1W
wiki nic nie było o tym, że Minerwa dostała Order Merlina, ale
uważam, że jej się pełni należy. Inne tytuły też wymyśliłam.
Nagroda Switcha jest przyznawana za wybitne osiągnięcia w
transmutacji. Tytuł Honorowego Mieszkańca Hogsmeade zaś dostają
wybitni czarodziej, którzy przysłużyli się wiosce.
2Damokles
Belly wynalazca wywaru tojadowego, mistrz eliksirów, nauczyciel w
Hogwarcie od roku 2000 oraz opiekun Slytherinu.
Witam wszystkich. Na początku chwiałabym podziękować za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Wzięłam je sobie do serca i jestem w trakcie szukania bety. Tymczasem muszę radzić sobie sama, więc byłabym wdzięczna za wytknięcie wszystkich błędów.
Mam nadzieje, że polubicie również Aarona, chociaż wiem, że to trudne i sama nie jestem zadowolona z jego dotychczasowego wizerunku grzecznego chłopca. Co myślicie o dodaniu mu mrocznej strony? A może to Nike tak jak przystało na prawdziwą Ślizgonkę powinna go sprowadzić na złą drogę?
Trafiłam tutaj z powodu Twojego komentarza u mnie. Jest. Tym opowiadaniu cos, co mnie zachęca, głownie ta tajemnica Nike, przez ktora jest taka, a nie inna.bardzo mnie ciekawi, co stało się na poczatku szóstego roku i czemu rodzicie nic o tym nie wiedza. Ciekawi mnie takze, dlaczego az tak bardzo nienawidzi Traversa. To naprawdę bardzo dziwne, bo chyba mimo wszystko przez to, ze nie pomogl jej i jej koleżance, nie mogłaby go aź tak znienawidzić? Musi byc cos wiecej na rzeczy. Szczegolnie ze obecnie chłopak wydaje mi sie byc naprawde w porzadku, bardziej niz sama Nike, ktora wydaje się byc niesprawiedliw. Podejrzewam jdnak, ze przeżyła wiele w swoim zyciu, więc nir mam zamiaru jej na razie oceniać. Jednak dziwi mnie, ze skoro tak bardzo nie lubo chłopaka i nawet zrezygnowała swego czasu z zostania prefektem z jego powodu, to teraz rak szybko zgodziła się na pomysł rodziców. Co do erynie uwielbiam ją, ma taki charakterek. Ale jej imię zawsze piszesz w rożny sposob. W ogole, szczerze mowiac, stylistycznie, interpunkcyjne i ortograficznie to opowiadanie pozostawia duzo do życzenia. Podejrzewam, ze jestes dyslektyczką i myslę, ze koniecznie musisz znaleźć sobie betę. Nie mozesz tez byc nikoselwentns w narracji-opisując zdarzenia z przesLosci, zarówno z lerspektywy Aarona, jak i Nike, raz pisałas w pierwszej osobie, raz w trzeciej i to czSsem nawet w jednym zdaniu!!!! Tak byc nie moze... Normalnie pewnie bym zostawiła to opowiadanie, szczerze mowiac. Jdnak zawsze wchodzę na blogi osob,ktore komentują u mnie, i daję im szanse. U Ciebie wyczuwam dobry pomysł, jest tez w miarę oryginalnie jak na hogwardzki swiat, a Twoi bohaterowie zdają się miec różnorodne charaktery i ciekawi mnie, jak pociagniesz ich relacje. Dlatego więc czekam na rozwiniecie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Zapiski-condawiramurs
Zapraszam na nowość na zapiski-condawiramurs. I mam nadzieje, ze u Cienie pojawi się niedługo cos nowego?
Usuńbardzo fajnie zbudowany i napisany wpis, na prawdę :) wpadnij też do mnie, może znajdziesz coś dla siebie : ) zabawki
OdpowiedzUsuń